„Niemieckie Jedwabne”, o którym
nie mówi nikt.
Jak w stodole w Gardelegen zginęło 1016
osób, w większości Polacy
[+18] UWAGA - drastyczne zdjęcia!
2016/07/21
W wymienionym dniu, w przeddzień wejścia wojsk amerykańskich, Niemcy z obozu koncentracyjnego w Mauthausen i z okolicznych mniejszych obozów zebrali ponad tysiąc więźniów. Zgromadzili ich w Gardelegen, w stodole wysłanej słomą, gdy już nad okolicą przelatywały amerykańskie samoloty. Stodołę otaczał tłum uzbrojonych Niemców: esesmanów, żołnierzy Reichswehry, młodzieży z Hitlerjugend, cywilów. Drzwi do stodoły pozamykano, na zewnątrz słychać było głosy, rozmowy, śmiechy, tupot nóg. Stodołę podpalono. Uwięzieni w niej szmatami, kocami stłumili chwilowo ogień. Niemcy skierowali wówczas w kierunku stodoły ogień karabinowy, wrzucali granaty, wzniecające płomienie. Uwięzieni początkowo sądzili, że to alianckie samoloty bombardują stodołę. Rozległy się jęki, krzyki, wołania: Mordują! Wewnątrz stodoły była krew, miazga trupów. Siedem osób wydobyło się z morza ognia, poszerzając rękami i nożami szpary w cementowych ścianach stodoły. Przedostali się z płonącej stodoły, spod masy trupów, na zewnątrz. Pomogła noc. Trzech zostało zabitych, reszta się uratowała – wszyscy Polacy. Pozostali spłonęli w stodole.
W Gardelegen Amerykanie natychmiast przystąpili do grzebania ciał pomordowanych w stodole więźniów. Pod stosem trupów znaleźli dających oznaki życia siedmiu Polaków, trzech Rosjan i straszliwie popalonego Francuza. Buldożerami amerykańscy żołnierze pogłębili pobliską fosę. Zrobili w niej miejsce na grzebanie zabitych, w większości Polaków. Do grzebania częściowo spalonych ponad tysiąca zwłok Amerykanie zmobilizowali Niemców, mieszkańców Gardelegen i okolicznych miejscowości. Część z nich przed kilkudziesięciu godzinami asystowała bądź brała udział w mordowaniu zapędzonych do stodoły Polaków i więźniów innych narodowości.
W niecodziennym, swoistym
pochodzie szli teraz ku fosie elegancko ubrani, schludni, ogoleni,
szacowni mężczyźni, mieszkańcy Gardelegen, by pochować
w dole niedopalone strzępy ludzkie. Żonom tych mężczyzn
nakazali Amerykanie wydać wszystkie prześcieradła. I szli tak
z prześcieradłami, porządnie złożonymi na rękach,
błyszczącymi bielą, do miejsca pomordowania więźniów.
Kiedy dotarli do stodoły, Amerykanie kazali im całować
resztki ludzkie, których nie strawił w stodole ogień.
Następnie polecili Niemcom, mieszkańcom Gardelegen, owijać
nadwęglone zwłoki w przyniesione z ich domów
prześcieradła i nieść je w stronę fosy. Tam
przekazywali oni owinięte ciała swoim współrodakom, układającym
je w dole. Czynili to, tytułując siebie wzajemnie, z całą
powagą: Herr Doctor, Herr Ingenieur, Herr Geheimrat.
Po pewnym czasie Amerykanie polecili Niemcom zbudować w Gardelegen, dla ofiar ich mordu, odrębny cmentarz. Przeniesiono tam ekshumowane ciała. Na cmentarzu tym stanęło 1016 krzyży. Spaleni, różnych narodowości, byli chrześcijanami. Tylko 4 krzyże opatrzone są imieniem i nazwiskiem. Na 301 widnieją wyłącznie numery obozowe. Reszta, 711 krzyży, to krzyże nie tylko bezimienne, ale nawet bez numeru obozowego, nadanego przez Niemców.
Jeden dzień dzielił ich wszystkich
od wyzwolenia z niemieckiej niewoli. Dnia tego nie
doczekali. Opis ich gehenny i męczeńskiej śmierci w stodole
w Gardelegen przedstawił, o wiele szerzej, już
przed ponad trzydziestu laty, Melchior Wańkowicz*. Wykorzystał
on relacje przekazane mu przez uratowanych z masakry
w Gardelegen Polaków. Poszukiwał ich nawet w Ameryce.
Dotarł także do materiałów archiwalnych, ustnych relacji
niemieckich i amerykańskich. W swoich publikacjach
zamieścił zdjęcia resztek stodoły w Gardelegen, w której
Niemcy spalili 1016 więźniów z okolicznych obozów. W jednej
z książek Wańkowicz prezentuje również zdjęcie
okolicznościowej tablicy w Gardelegen, informującej w języku
angielskim i niemieckim o dokonanej tam zbrodni.
Instytut Pamięci Narodowej powinien jak najszybciej zainteresować się zbrodnią dokonaną w Gardelegen, w większości na Polakach. Idąc w ślad za spuścizną dokumentacyjną M. Wańkowicza, IPN musi dotrzeć do archiwaliów niemieckich i dokumentacji amerykańskiej oraz rychło zdobyć relacje ocalonych od masakry w Gardelegen Polaków, o ile oni jeszcze żyją. IPN nie może poprzestawać wyłącznie na badaniach okoliczności spalenia przez Niemców kilkuset Żydów w Jedwabnem. Ma obowiązek wyjaśnienia również okoliczności spalenia przez Niemców jeszcze większej liczby Polaków w stodole w Gardelegen, k. Magdeburga w Niemczech.
Postawiono tam 1016 krzyży. Niemych krzyży. Czy jeszcze tam stoją? Obowiązkiem IPN względem narodu polskiego jest sprawdzić to i sprawę zbrodni w Gardelegen dogłębnie wyjaśnić.
Ryszard Bender, tekst ukazał się w tygodniku Niedziela
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz