Strony wciąż aktualne...

środa, 27 maja 2015

Jak być z Rosją - sputnik news

Ciekawy tekst ze strony SPUTNIK NEWS pokazujący trafność min. moich spostrzeżeń na kwestię niemiec w Europie.


Jakub Korejba

Kilka porad dla nowego Prezydenta. Nie wiadomo co Andrzej Duda sądzi o Rosji i w gruncie rzeczy jest to nieistotne. Jeżeli bowiem, jak twierdzi, ma on wyczucie polskiego interesu narodowego, to będzie musiał otworzyć się na Wschód niezależnie od osobistych uprzedzeń i niechęci.

Wiadomo natomiast, iż Duda obiecał Polakom bezpieczeństwo i dobrobyt, a geopolityczne położenie kraju i ukształtowana w ostatnim dziesięcioleciu sytuacja geoekonomiczna (sięgające wymiaru półkolonii podporządkowanie interesom Niemiec) czynią spełnienie tych obietnic nierealnym bez aktywizacji wschodniego wektora polityki zagranicznej, co jest z kolei niemożliwe bez „resetu" w stosunkach z Rosją.

Poprzeczkę Duda stawia wysoko, obnażając smutną prawdę o tym, iż europejskie instytucje są zasłoną dymną realizacji interesów Berlina: zapowiada postawienie się Brukseli w kwestii zarzynających polski przemysł norm klimatycznych i nie wyklucza weta wobec podporządkowujących Frankfurtowi polski eksport zobowiązań na drodze do przyjęcia Euro. Deklaruje także ambicje wstąpienia do G20 i walkę o stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. A tak się w rezultacie prowadzenia polityki podczepienia (po angielsku: bandwagoning) pod Niemcy złożyło, iż w obecnym układzie europejskim Polska nie będzie w stanie zrealizować tych celów bez możliwości balansowania wpływów rządzącego za Odrą Bismarcka w spódnicy (bez ironii — Merkel to największy niemiecki polityk od czasu Żelaznego Kanclerza), i to zarówno na arenie europejskiej, jak i wewnątrz kraju. Przykład nowego „prezydenta Europy" pokazał bowiem, iż nawet najważniejszych polskich polityków da się kupić za garść brukselskich świecidełek, kilka selfików z możnymi tego świata i dające zadość próżności poklepywania po plecach, o czym przekonali się nie tylko polscy stoczniowcy i górnicy, kiedy wyrzucano ich z pracy, ale także wszyscy obywatele podczas comiesięcznego płacenia za prąd i gaz.

Kwestia zmuszenia transnarodowych (w przypadku Polski chodzi głównie o niemieckie) koncernów do płacenia w Polsce podatków a międzynarodowych banków do zaprzestania drenowania Polski z kapitału jest bowiem częścią przebudowy europejskiego porządku, o którą rozpaczliwie wołają politycy tacy jak premier Węgier Orban czy przywódca Grecji Tsipras.

Także Andrzej Duda wie, jeżeli uważnie słuchał wyborców podczas objazdów po kraju, iż Polska wpadła w „pułapkę średniego dochodu" (czyli sytuację, w której jesteśmy wystarczająco bogaci, aby przeżyć, ale nie mamy szansy rozwijać się, tak, aby na przykład stworzyć i sprzedać coś swojego i zagrozić niemieckiemu eksportowi) w której nasi obywatele skazani są na zbieranie szparagów w Rzeszy i mycie klozetów w Londynie a przyczyną tego stanu nie jest wcale „naturalna" działalność niewidzialnej ręki rynku, ale całkiem namacalne decyzje najważniejszych stolic Europy w kwestii tego jak powinien wyglądać podział pracy na kontynencie.

A ponieważ zachodnie mocarstwa trzymają ze sobą nawzajem sztamę w kwestii utrzymywania Polski w quasi-kolonialnej zależności, jedyną szansą na przełamanie szklanego sufitu i polityczny oraz gospodarczy awans jest odblokowanie Wschodu i włączenie go do europejskiej gry o pozycję Polski. Śp. Lech Kaczyński powiedziałby pewnie, iż chodzi o dostosowany do współczesności wariant „polityki jagiellońskiej".

Ponieważ jest oczywiste, iż nie jest to możliwe przy utrzymaniu linii na konfrontację z Rosją, przed Dudą stoi zadanie ocieplenia stosunków z naszym największym sąsiadem, co biorąc pod uwagę polityczną dynamikę ostatnich dwu lat i stopień rozkręcenia antyrosyjskiej histerii, nie jest sprawa łatwą. Ale w końcu, po to my, jako podatnicy fundujemy mu kwaterę w Belwederze, limuzynę z biało — czerwoną chorągiewką i sztab doradców, aby to on załatwiał za nas takie sprawy. A biorąc pod uwagę, iż Duda wygrał głosami mieszkańców wsi na Ścianie Wschodniej, należy oczekiwać, iż jak najszybciej odblokuje on ich dochody, regulując kwestię eksportu produkcji rolnej do Rosji.

Sprawa jest o tyle prosta, iż aby „zresetować" stosunki z Rosją wystarczy popatrzeć na nie z punktu widzenia interesu narodowego, co, jeżeli zaufać życiorysowi Dudy i jego przedwyborczym deklaracjom nie powinno być sprawą trudną. Na porządku dziennym stoją dziś trzy kwestie, które zakażają stosunki z Rosją doprowadzając do ciągłego jątrzenia.


Po pierwsze sankcje. W przeciwieństwie do przepełnionych frazesami o „łamaniu międzynarodowych umów" i „destrukcji europejskiego porządku" obłudnych wypowiedzi naszych rzekomych liberałów, Duda jako patriota i konserwatysta doskonale wie, iż w kwestii Krymu, każde normalne państwo postąpiłoby dokładnie tak samo jak Rosja, a wedle standardów międzynarodowego postępowania, w swej polityce wobec Donbasu Putin zachowuje wyjątkową wstrzemięźliwość i spokój. Z drugiej strony, jako demokrata i prawnik wie także, iż jakakolwiek demokratyczna procedura wykazałaby wolę znaczącej części mieszkańców Półwyspu do powrotu do Rosji. I dlatego właśnie, powinien wyjść z inicjatywą przeprowadzenia na Krymie ponownego referendum, z normalną kampanią wyborczą, według najostrzejszych europejskich standardów i z międzynarodowymi obserwatorami. A ponieważ Rosjanie wiedzą, iż nastroje są takie, że zwycięstwo mają w kieszeni, to nie powinni mieć problemów ze zgodą na taki wariant, tym bardziej, jeżeli będzie on związany z wyjściem ze szkodliwego dla wszystkich korkociągu sankcji i kontrsankcji. Jest oczywiste, iż stosunki Zachodu z Rosją nie mogą w dłuższej perspektywie opierać się na reżimie wzajemnych oskarżeń i ograniczeń, tym bardziej, iż wiele z nich coraz częściej staje się szkodliwą fikcją, wprowadzając do międzynarodowego obiegu paserskie zwyczaje rodem z przestępczego półświatka. Prędzej czy później, formalnie lub nieformalnie, sankcje te zostaną zniesione i jeżeli Polska nie będzie uczestniczyć w tym procesie, to okaże się podwójnie przegrana: politycznie — jako europejski awanturnik, i gospodarczo — oddawszy rosyjski rynek bardziej wyrobionym w sztuce negocjacji konkurentom. Z drugiej strony, aktywne uczestnictwo w procesie wyjścia ze ślepej uliczki sankcji niesie ogromny potencjał: ewentualny Plan Dudy mógłby dać nikomu dziś nieznanemu polskiemu prezydentowi tak bardzo potrzebny mu wizerunek męża stanu i polityka światowego kalibru.

Po drugie przyszłość Ukrainy i szerzej, perspektywa geopolitycznej tożsamości krajów „wspólnego sąsiedztwa" między UE i Rosją. Jest oczywiste, iż w obecnym kształcie terytorialnym, społecznym i gospodarczym Ukraina w dającej się prognozować perspektywie (czyli mówić wprost: nigdy) nie zostanie członkiem UE, a ze względu na opór części społeczeństwa i zwłaszcza elit (czy raczej „wierchuszki", bo w odniesieniu do współczesnej Ukrainy słowo „elita" wydaje się mało adekwatne) członkiem Unii Eurazjatyckiej być nie chce. A w związku z tym, iż wariant podziału Ukrainy na dwa lub więcej państw nie odpowiada ani Europie ani Rosji, pozostanie ona częścią tego, co Zbigniew Brzeziński nazwał „czarną dziurą Europy" czyli buforem między dwoma integrującymi wokół siebie mniejsze i słabsze jednostki centrami siły. W tym kontekście, w interesie zarówno Berlina, Moskwy, jak i Warszawy jest równoważenie zewnętrznych wpływów na jego wewnętrzną sytuację, tak, aby unikać konfliktów i wspólnie wykorzystywać jego tranzytowe położenie. Dlatego właśnie Duda powinien zaproponować zwołanie międzynarodowego szczytu i podpisanie traktatu pokojowego między Kijowem i przedstawicielami Donbasu, w którym Rosja i UE wystąpią jako gwaranci. W chwili obecnej jest bowiem oczywiste, iż podpisane w Mińsku zawieszenie broni nie zostanie wypełnione przez żadną ze stron bez silnego i konsekwentnego nacisku z zewnątrz. A wiedząc, iż nikt w Brukseli, Waszyngtonie i Moskwie nie ma pomysłu, co dalej robić z ukraińskim konfliktem, obie strony starają się prowadzić politykę faktów dokonanych, tak, aby w momencie ostatecznego uregulowania siadać do stołu z jak najsilniejsza pozycją negocjacyjną. Jeżeli Dudzie uda się doprowadzić do trwałego zakończenia konfliktu na Ukrainie, to w kieszeni będzie miał nie tylko wdzięczność zmęczonych nim mocarstw na Wschodzie i Zachodzie, ale zapewne także i Pokojową Nagrodę Nobla a podpisany na Wawelu Pokój Krakowski wejdzie do historii europejskiej dyplomacji.


Po trzecie, wypracowanie stabilnego i konstruktywnego modelu współistnienia z Rosją i skupionymi wokół niej krajami Wspólnoty Eurazjatyckiej. Nie ma wątpliwości, iż dla utrzymania pozycji Europy w świecie i poziomu życia jej mieszkańców nie ma możliwości oparcia się na zasoby wewnętrzne: jedyną szansą uniknięcia politycznej marginalizacji i ekonomicznej degradacji jest intensywne i proaktywne uczestnictwo w globalnych procesach, co w sposób oczywisty wymaga konstruktywnych stosunków z sąsiadami: bez dobrych relacji z najbliższym otoczeniem, nie ma co myśleć o uczynieniu z Europy jednego ze światowych centrów wymiany ludzi, towarów, kapitału i usług. Jeżeli Europa chce przetrwać, to eurazjatycka oś od Atlantyku do Uralu (i szerzej: od Ameryki Północnej do Pacyfiku i Chin) nie może być przestrzenią konfliktów i podziałów, ale współpracy i wzajemnej otwartości. I tutaj także otwierają się perspektywy dla Polski, która w hipotetycznej Deklaracji Warszawskiej mogłaby powtórzyć sukces Procesu Helsińskiego i stać się siłą sprawczą procesu uregulowania w tym obszarze istniejących konfliktów oraz wypracowania nowych, innowacyjnych formatów współpracy. Globalne procesy dzieją się bowiem obiektywnie, bez naszej woli, i jeżeli nie podejmiemy wysiłku budowy prawnej i organizacyjnej struktury funkcjonowania we współczesnym świecie to prędzej czy później zrobi to za nas ktoś inny. W tym kontekście, pilnując polskiego interesu w stosunkach z Rosją i jej partnerami, prezydent Duda mógłby przy okazji wyświadczyć ogromną przysługę poszukującym z nią modus vivendi Europie i Ameryce.

Pomimo dramatycznych deklaracji części polityków i katastroficznych wizji snutych przez niektórych ekspertów, stosunki Polski z Rosja kryją w sobie stosunkowo niewiele realnych konfliktów, mają za to ogromny potencjał korzystnej dla obu stron współpracy. Jeżeli prezydent Duda zdobędzie się na nowe otwarcie na Wschodzie, zdejmie z porządku dziennego najbardziej toksyczne kwestie, to może nie tylko zapewnić Polsce bezpieczeństwo, ale także na długie lata otworzyć dla niej perspektywy bogacenia się na swoim geopolitycznym położeniu.

Złe stosunki z Rosją są dla Polski niebezpieczne i kosztowne. Nie mieć stosunków z Rosją Polska nie może. Wychodzi na to, iż najbardziej logicznym i optymalnym wariantem jest posiadanie z Rosją stosunków dobrych. Mecenas Andrzej Duda, przyuczony do żelaznej prawniczej logiki powinien wziąć ten rachunek pod uwagę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz