Strony wciąż aktualne...

wtorek, 9 grudnia 2014

Znowu propaganda pro-wojenna


Litwa: Siły zbrojne w stanie podwyższonej gotowości. Chodzi o Rosję

Dzisiaj, 9 grudnia (16:12)

Litewskie siły zbrojne zostały postawione w stan podwyższonej gotowości bojowej - informują we wtorek litewskie media. Jest to reakcja na rosyjską aktywność wojskową, która wzrosła na lądzie, na morzu i w powietrzu.

"Od soboty obserwujemy zwiększoną aktywność sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej w obwodzie kaliningradzkim, a także w zachodniej części Federacji Rosyjskiej. W związku z tym zapadła decyzja o podwyższeniu gotowości bojowej w naszych jednostkach wojskowych“ - poinformował naczelnik sztabu litewskiej armii generał brygady Vilmantas Tamoszaitis.

Ministerstwo Ochrony Kraju poinformowało, że w ubiegłą sobotę w wodach neutralnych Morza Bałtyckiego zauważono 22 rosyjskie okręty. Towarzyszyły im samoloty bojowe. W niedzielę dyżurne myśliwce biorące udział w misji NATO Baltic Air Policing interweniowały trzykrotnie. Rosyjskie maszyny Tu-95 i Tu-22 nie próbowały nawiązać kontaktu radiowego z NATO-wskimi pilotami.
Generał Tamoszaitis zapewnia, że "sytuacja na granicy jest pod stałą kontrolą wojskowych".
Stan podwyższonej gotowości wprowadzono m.in. w jednostkach szybkiego reagowania stworzonych na Litwie przed miesiącem; zgodnie z założeniem osiągają one gotowość w ciągu dwóch do 24 godzin od wystąpienia zagrożenia. W obecnej sytuacji na zagrożenia jednostki powinny reagować jeszcze szybciej.

Podstawę sił szybkiego reagowania stanowią dwa bataliony piechoty (zmotoryzowanej i zmechanizowanej) wraz z pododdziałami inżynieryjnymi i rozpoznawczymi, które niedawno uczestniczyły w międzynarodowej operacji w Afganistanie. Jednostka szybkiego reagowania ma liczyć łącznie około 2500 żołnierzy.


Z Wilna Aleksandra Akińczo

Estonia. Lęk przed Rosją

Dzisiaj, 9 grudnia (12:33)
Do estońskiego wojska zgłasza się coraz więcej ochotników. Estończycy obawiają się ekspansji Rosji.

Alo Looke i jego koledzy ze studiów dyskutowali ostatnio tylko na jeden temat - o rosyjskiej inwazji na Ukrainę. - Co zrobilibyśmy, gdyby dotknęło to nas? - zastanawiał się Looke, który na co dzień pracuje w estońskiej Operze Narodowej. Looke i jego koledzy mieli na to tylko jedną odpowiedź - wstąpiliby na ochotnika do estońskiej armii.

Ochotnicza formacja wojskowa zwana Kaitselit powstała w 1918 roku po wybiciu się Estonii na niepodległość. Została rozwiązana po zajęciu Estonii przez ZSRR w 1940 roku i reaktywowana ponownie w 1991 roku wraz z odzyskaniem niepodległości. Takiego napływu ochotników jak obecnie, od tamtego czasu jeszcze nie było. 

Estonia liczy zaledwie 1,3 mln mieszkańców. Estońska armia ma tylko 3800 zawodowych żołnierzy, wspieranych przez 14,5 tys. ochotników. 30-letni Looke jest jednym z tysiąca ochotników, którzy zgłosili się w ciągu ostatniego roku do armii. Dwa lata temu zgłosiło się ich raptem 500. Podobnie jest w pozostałych krajach bałtyckich. - Sytuacja na Ukrainie spowodowała ten nawał - ocenia dowódca Kaitselitu Meelis Kiili. - My, Estończycy, jesteśmy bardzo spokojnymi ludźmi, a nawet pacyfistami, ale teraz ludzie pytają: "Co mogę uczynić dla mojego kraju?"

Ochotnicy Kaitselitu wywodzą się ze wszystkich warstw społecznych. Są tu zarówno absolwenci zawodówek, weterani wojny w Afganistanie, jak i dziennikarze czy lekarze.



Wojna w głowach

Estończycy zaniepokojeni są nastrojami wśród rosyjskojęzycznej mniejszości, z której wywodzi się jedna trzecia mieszkańców Estonii. - Wszyscy to wiedzą. Wystarczy, że estoński policjant zabije jakiegoś rosyjskojęzycznego mieszkańca, a wtedy wkroczy Putin twierdząc, że trzeba pomóc rodakom - obawia się 23-letni Mati Sild. - W dzisiejszych czasach wojna zaczyna się w mediach i głowach - dodaje.

Sild zgłosił się do armii na ochotnika w 2007 roku - jeszcze jako uczeń, po tym jak estońskie władze zlikwidowały radziecki pomnik poległych w centrum Tallinna. Był świadkiem, jak rosyjscy chuligani obrzucali policjantów kamieniami i podpalali wystawy sklepowe. Widział, jak ochotnicy z Kaitselitu wspomagali policjantów i pragnął być u ich boku. To wspomnienie wróciło, kiedy rosyjscy żołnierze opanowali Krym. - Jeśli coś takiego miałoby się tu stać, nie chcę stać z boku - mówi Sild, który dziś studiuje biotechnologię. - Chcę umieć obsługiwać broń i nie musieć uciekać na Zachód – dodaje.



Isabelle de Pommereau / Bartosz Dudek, Redakcja Polska Deutsche Welle












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz