Litwa: Siły zbrojne w
stanie podwyższonej gotowości. Chodzi o Rosję
Dzisiaj, 9 grudnia (16:12)
Litewskie siły zbrojne zostały postawione w stan podwyższonej
gotowości bojowej - informują we wtorek litewskie media. Jest to
reakcja na rosyjską aktywność wojskową, która wzrosła na
lądzie, na morzu i w powietrzu.
"Od soboty obserwujemy zwiększoną aktywność sił zbrojnych
Federacji Rosyjskiej w obwodzie kaliningradzkim, a także
w zachodniej części Federacji Rosyjskiej. W związku
z tym zapadła decyzja o podwyższeniu gotowości bojowej
w naszych jednostkach wojskowych“ - poinformował naczelnik
sztabu litewskiej armii generał brygady Vilmantas Tamoszaitis.
Ministerstwo Ochrony Kraju
poinformowało, że w ubiegłą sobotę w wodach
neutralnych Morza Bałtyckiego zauważono 22 rosyjskie okręty.
Towarzyszyły im samoloty bojowe. W niedzielę dyżurne myśliwce
biorące udział w misji NATO Baltic Air Policing interweniowały
trzykrotnie. Rosyjskie maszyny Tu-95 i Tu-22 nie próbowały
nawiązać kontaktu radiowego z NATO-wskimi pilotami.
Generał Tamoszaitis zapewnia, że
"sytuacja na granicy jest pod stałą kontrolą wojskowych".
Stan podwyższonej gotowości
wprowadzono m.in. w jednostkach szybkiego reagowania stworzonych
na Litwie przed miesiącem; zgodnie z założeniem osiągają
one gotowość w ciągu dwóch do 24 godzin od wystąpienia
zagrożenia. W obecnej sytuacji na zagrożenia jednostki powinny
reagować jeszcze szybciej.
Podstawę sił szybkiego reagowania
stanowią dwa bataliony piechoty (zmotoryzowanej i zmechanizowanej)
wraz z pododdziałami inżynieryjnymi i rozpoznawczymi,
które niedawno uczestniczyły w międzynarodowej operacji
w Afganistanie. Jednostka szybkiego reagowania ma liczyć
łącznie około 2500 żołnierzy.
Z Wilna Aleksandra Akińczo
Estonia. Lęk przed Rosją
Dzisiaj, 9 grudnia (12:33)
Do estońskiego wojska
zgłasza się coraz więcej ochotników. Estończycy obawiają się
ekspansji Rosji.
Alo Looke
i jego koledzy ze studiów dyskutowali ostatnio tylko na jeden temat
- o rosyjskiej inwazji na Ukrainę. - Co zrobilibyśmy, gdyby
dotknęło to nas? - zastanawiał się Looke, który na co dzień
pracuje w estońskiej Operze Narodowej. Looke i jego koledzy mieli na
to tylko jedną odpowiedź - wstąpiliby na ochotnika do estońskiej
armii.
Ochotnicza formacja wojskowa zwana
Kaitselit powstała w 1918 roku po wybiciu się Estonii na
niepodległość. Została rozwiązana po zajęciu Estonii przez ZSRR
w 1940 roku i reaktywowana ponownie w 1991 roku wraz z odzyskaniem
niepodległości. Takiego napływu ochotników jak obecnie, od
tamtego czasu jeszcze nie było.
Estonia liczy zaledwie 1,3 mln mieszkańców. Estońska armia ma
tylko 3800 zawodowych żołnierzy, wspieranych przez 14,5 tys.
ochotników. 30-letni Looke jest jednym z tysiąca ochotników,
którzy zgłosili się w ciągu ostatniego roku do armii. Dwa lata
temu zgłosiło się ich raptem 500. Podobnie jest w pozostałych
krajach bałtyckich. - Sytuacja na Ukrainie spowodowała ten nawał -
ocenia dowódca Kaitselitu Meelis Kiili. - My, Estończycy, jesteśmy
bardzo spokojnymi ludźmi, a nawet pacyfistami, ale teraz ludzie
pytają: "Co mogę uczynić dla mojego kraju?"
Ochotnicy Kaitselitu wywodzą się ze wszystkich warstw społecznych.
Są tu zarówno absolwenci zawodówek, weterani wojny w Afganistanie,
jak i dziennikarze czy lekarze.
Wojna w głowach
Estończycy zaniepokojeni są
nastrojami wśród rosyjskojęzycznej mniejszości, z której wywodzi
się jedna trzecia mieszkańców Estonii. - Wszyscy to wiedzą.
Wystarczy, że estoński policjant zabije jakiegoś
rosyjskojęzycznego mieszkańca, a wtedy wkroczy Putin twierdząc, że
trzeba pomóc rodakom - obawia się 23-letni Mati Sild. - W
dzisiejszych czasach wojna zaczyna się w mediach i głowach -
dodaje.
Sild zgłosił się do armii na
ochotnika w 2007 roku - jeszcze jako uczeń, po tym jak estońskie
władze zlikwidowały radziecki pomnik poległych w centrum Tallinna.
Był świadkiem, jak rosyjscy chuligani obrzucali policjantów
kamieniami i podpalali wystawy sklepowe. Widział, jak ochotnicy z
Kaitselitu wspomagali policjantów i pragnął być u ich boku. To
wspomnienie wróciło, kiedy rosyjscy żołnierze opanowali Krym. -
Jeśli coś takiego miałoby się tu stać, nie chcę stać z boku -
mówi Sild, który dziś studiuje biotechnologię. - Chcę umieć
obsługiwać broń i nie musieć uciekać na Zachód – dodaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz