Fragment monumentalnego dzieła Kazimierza Moszyńskiego wydanego w Krakowie w latach 1929-1939
za:http://slowianolubia.blogspot.com/
Pismo Słowian, czyli jak pisali niepiśmienni chłopi cz. I
Problem pisma Słowian – tzn. istnienia lub nie tzw. run słowiańskich rozpala namiętności od przeszło wieku. Szeregi zwolenników, jak i przeciwników hipotezy o istnieniu słowiańskiego pisma nie topnieją, dlatego postanowiliśmy na naszych łamach przybliżyć Czytelnikom i ten temat. Stąd decyzja, by sięgnąć po autorytet nie byle jaki, bo prof. Kazimierza Moszyńskiego. Pieczołowicie zebrał i skomentował on wszelkie przykłady zapisywania informacji, jakie obecne były w kulturze ludowej Słowian jeszcze za jego czasów. Dziś pora na pierwszą odsłonę tego fascynującego tematu.
Co do znaków, którymi oddawano liczby przy karbowaniu, to, jak już I. Jagić zauważył, zdradzają one dość dużą rozmaitość w różnych krajach. Jednakowoż gdy sporządziłem sobie orientacyjną tabelę porównawczą, biorąc dane z dwudziestu kilku różnych stron południowych i północnych ziem słowiańskich, okazało się, że system najbardziej rozpowszechniony przedstawia się całkiem prosto i nie zdradza zbyt daleko idących odchyleń, sięgając - w obrębie Słowiańszczyzny - od Adriatyku przez wschodnie Karpaty aż po Ural (tu m.in. do niesłowiańskich Wotiaków). Według tego systemu jednostki od 1 do 4 oznaczono kreskami pionowymi; piątkę symbolizowała kreska ukośna (pochylona labo w lewo albo w prawo); liczby od 6 do 9 - znaki złożone z kreski skośnej i odpowiedniej ilości prostych[i]; liczbę 10 - znów znak prosty z kształcie X. Symbole dla 50 i 100 były nieco bardziej rozbieżne, ale bądź co bądź urabiono je z dziesiątki przez dodanie jeszcze jednej czy dwu kresek albo wycięć itp. W bardzo wielu stronach Bałkanów system ten o tyle uległ zmianie, że wszystkie znaki dla jednostek zwykłych symbolizują tam „jednostki dziesiątków” czyli- mówiąc krótko- dziesiątki; nie 2 lecz 20...; jedna kreska pochyła to nie 1 lecz 10; dwie kreski to nie 10 lecz 100 itd. W podobnych wypadkach jednostki od 1 do 4 poczęto oznaczać wyciętymi w drzewie punktami: piątkę - cieniutką (nieraz jak włos) kreską pionową, szóstkę - takąż kreską z jednym punktem etc.; pojawiły się też gdzieniegdzie cieniutkie kreski pochyłe w rozumieniu 25.
Karby zacinano czy
zarzynano bądź na osobnych, specjalnie do tego celu przeznaczonych
prętach, bądź też na zwykłych laskach używanych podręcznie przez
mężczyzn, albo - czasem - na kołach od płotu, na ścianach itp., zaś u
pasterzy wysokogórskich nawet na rękojeściach ogromnych łyżek
potrzebnych przy gospodarce mlecznej. Dla większych czy dłuższych
wykazów cyfrowych stosowano obok kijów także płaskie deszczułki
względnie tabliczki zaopatrzone w rodzaj trzonka i podobne wtedy do
cienkich płaskich kijanek, z tym, że w płaskiej i krótkiej rękojeści
był wydłubany otwór, umożliwiający zawieszenie tabelki na gwoździu czy
kołku.
Ciekawe, że w zakresie
karbowania Słowianie dość wydatnie zapożyczyli się pod względem
terminologii u ludów sąsiednich. Tak więc pospolita na Bałkanach nazwa
dla karbowanego pręta (bułg. ràboš, róbuš, serb.-chorw. râboš, róboš, słoweń. rovàš), znana także Słowakom (rovàš), Góralom polskim (rovas) i cząstce północno-zachodnich Małorusinów (hucul. ravàš, revàš) oraz Rumunom (raboj) i części południowych Niemców (Rabisch itp.) ma być podobno pochodzenia węgierskiego (rovás), a w każdym razie nie słowiańskiego, jak to sądzono dawniej.- Rodzimego początku jest co prawda jakoby na pewno wieloruska bìrka, posiadająca to samo znaczenie, co „rabosz”;
ale tenże wyraz rozumie się jako ‘kostkę do gry’, a pierwotnym jego
znaczeniem był na pewno ‘los; kijek z nacięciem używany podczas
losowania, inaczej - żreb’ (cf. tu i st.-pol. bierka, birka, biera ‘los, kostka do gry’). Polskie znów słowa: (z a) zakarbować, karby itd. (stąd młrus. karbuvàty etc.), są co do genezy niemieckie (porówn. nme. kerben, Kerbstock
itp.). Mimo to wszystko nie może ulegać wątpliwości, ze karby znane
były Słowianom już w pradobie; nazywali je oni tylko inaczej, niż dziś,
stosując do nich z pewnością takie określniki jak rĕzъ, narĕzъ ‘nacięcie’, robъ, zarobъ ‘to samo’ itp., które zresztą w znacznej mierze i dziś nie wyszły z użycia u włościan (cf. np. bułg. rĕzka, răb, wkrus. naŕezka, zarubka etc).[ii]
Jak świadczą niektóre
dane, karby służyły wieśniakom nie tylko do zapisywania liczb
rachunkowych, lecz również do innego użytku i cechowano ponoć nimi
czasem daty ważniejszych wydarzeń w rodzaju głodów, pożarów, pomorów
itp.: wyjątkowo - nawet genealogie rodzin włościańskich. O. Kolberg
opisuje w r. 1867 ze słynnych Płowiec na Kujawach starego pasterza
wiejskiego, posiadającego laskę jabłonkową, sięgająca powyżej głowy, a
na której właśnie zakarbowano „jakimiś hieroglifami” rodowody płowczan,
nieurodzaje, pogorzele etc.; laska ta miała być zgoła „prawdziwą kroniką
Płowiec”. Kiedy indziej znów karbują sobie wieśniacy - np. rzeczyccy
Poleszucy - na osobnych kijkach czy laskach pomyślne i niepomyślne dnie w
roku (na Polesiu czynią to podobno „tylko dlatego, aby wiedzieć, które
dni przeważają”). Osobną „birką” posługiwano się na rzeczyckim Polesiu
do notatek o deszczach wiosennych (majowych); drugą - do zapisywania
deszczów w ciągu pierwszych tygodni lata (od św. Jana st. st. do św. Eliasza)[iii]; na innych znowu karbowano przebieg 40 przymrozków[iv] itd.
Jak mi doniósł w liście z dnia 24 X 29 Cz. Pietkiewicz „oprócz
jednakowych prostych kresek innych wyraźnych znaków, które by miały
charakter powszechny, nie widać; odnosi się wrażenie, że każdy gospodarz
tak dobrze zna swe kilka lub kilkanaście „birek”, jak doświadczony
owczarz poznaje po pysku każda z kilkuset owiec, których pilnuje. Każda
„birka” musi mu widocznie - poza kreskami - jeszcze coś mówić, czego
nam nie powie. Zresztą prócz kresek można przecież na niej zauważyć to
jakiś sęczek, bądź ścięty równo z powierzchnią, bądź nieco wystający, to
znów jakąś szramę przypadkową albo zrobioną umyślnie, to takie lub inne
ścięcia u obu końców... Są to szczegóły czysto indywidualne, w które
Poleszuk samorzutnie nikogo nie wtajemnicza”. Widzimy zatem, że w danym
wypadku „birki” mają znaczenie ściśle indywidualnych pomocy
mnemotechnicznych.
P. Pežemskij z Irkutska na Syberii umieścił w r. 1852 w jednym z rosyjskich czasopism[v] następujący,
bardzo tu dla nas ciekawy urywek. „Przejeżdżając z Jakutska do
Irkutska- pisze on- zaszedłem przygodnie do chłopskiej chałupy w jednej
ze wsi nad Leną i zobaczyłem tam na stole cienki, obrobiony pręt drzewa
długości ok. ¾ arsz.[vi], grubości na werszek[vii], o kwadratowym przekroju. W pierwszej chwili wziąłem to za arszyn... czy też za znane chłopskie birki,
które ciągle jeszcze służą wieśniakom przez wzgląd na brak oświaty
zamiast ksiąg rachunkowych. Jednakowoż omyliłem się. Na pręcie były
powycinane nie proste kreski i nie krzyżyki zastępujące cyfry, lecz
znaki zupełnie odmiennego rodzaju podobnie do hieroglifów. Wpatrując się
uważniej w te tajemnicze znaki dostrzegłem m. in. prostacki wizerunek
jeźdźca na koniu, a później - sochy. Jako rdzenny Sybirak znałem...
chłopskich świętych najbardziej czczonych przez wieś; dlatego nie trudno
mi się było domyślić, że jeździec na koniu to był Jegorij chrabryj[viii], a socha wyobrażała Jeremeja zapŕagalnika[ix].
Znalazłszy w ten sposób
klucz do tego hieroglificznego kalendarza, zauważyłem na koniec podział
na miesiące i dnie, wszystkie prawie święta doroczne i dnie niektórych
świętych... Nie ograniczając się jednak mymi własnymi oględzinami...,
zapytałem gospodarza, co to jest za przedmiot. „Rodimyj[x]! - odrzekł - to są nasze domowe svatcý[xi]! Myśmy - ludzie nie piśmienni, ale z tego coś nie coś rozumiemy! To, batuška[xii], nasze svatcýdziedziczne, dostaliśmy ich od dziada... Dziadowie to nasi, rodymyj,
nosili ze sobą w ostępy (leśne), kiedy wprawiali się tam na czas dłuży,
by polować na wiewiórkę i innego zwierza. Byli oni przecie pobożni,
więc w lesie nie chcieli zapomnieć o jakim wielkim świecie, by nie
pracować tego dnia i nie rozgniewać Boga na siebie...” Požemskij chciał
nabyć ten jedyny w swoim rodzaju zabytek jako bardzo rzadki już w owych
czasach przedmiot, ale nie oddano mu go i pozwolono tylko sporządzić
rysunek.
Gdy w dwadzieścia lat
później podobnymi kalendarzami zajęła się bliżej nauka rosyjska w osobie
V. Sreznevskiego, autora książki „Sĕvernyj rĕznoj kalendaŕ”, należały
już one po wsiach niemal że do białych kruków. W każdym razie jednak
pewną ich ilość, bardzo co prawda niewielką, udało się ocalić od
zupełnej zagłady i bądź zachować w muzeach czy zbiorach prywatnych, bądź
też przynajmniej opisać.
Pręty kalendarzowe
niewątpliwie istniały także w Polsce. Znany etnograf Kurpiów p. A.
Chętnik mówił mi, że we wsi Laski (gm. Gawrychy pow. Kolno) jeszcze
przed wielką wojną znajdował się „kalendarz na kiju”; ludność miała się
tam ponoć schodzić z różnych siół, aby się dowiedzieć, kiedy przypada
jakie święto. Zabytek ten zaginął dopiero podczas wojny. Ze wsi Sitaniec
pod Zamościem w Lubelskiem otrzymałem przed kilku laty wiadomość, wedle
jakiej ostatni kalendarz-laska istniał tam w r. 1878. Dawniej bywały
one jakoby używane powszechnie i sporządzano je podobno „prawie w każdym
domu” (czemu jednak nie daję wiary). Znalazł się nawet w Sitańcu 74 -
letni starzec, obdarzony doskonałą pamięcią, który, opierając się na
tym, co widział i o czym mu opowiadano, sporządził model obchodzącego
nas przedmiotu. Trudno jest dziś powiedzieć, w jakim stopniu ten model
zasługuje na zaufanie: że jednak posiada orientująca wartość, to nie
podobna wątpić. Starzec wykonał go w ciągu krótkiego czasu, ale niegdyś
miano przygotowywać sobie takie kalendarze przez cały rok, znacząc dzień
za dniem kreskami, zostawiając na „niedzielę” szerszy odstęp i
przecinając ją dla lepszego wyróżnienia dodatkową kreską ukośną, koniec
zaś miesiąca znacząc punktem lub gwiazdką, a na koniec kwartału- dwoma
punktami lub gwiazdkami. Oprócz tego zaznaczano tez dni stałych świąt
(na modelu ich brak). Dla szybszego orientowania się „niedziele” (tzn.
kreski niedzielne) zabarwiano, jak głosi wieść, na zielono barwnikiem
sporządzonym z młodego zielonego żyta lub owsa, a „miesiące” kolorowano
na rudo barwnikiem z cebuli zaparzonej wrzątkiem. Z drugiego końca
rdzennej Polski, ze wsi Glinki w gminie Ujsoły (pow. Żywiec) w
Karpatach, inny, również 74 - letni starzec podał, iż według opowiadania
jego ojca, co żył 86 lat, dawnymi czasy ludzie z jego sioła nie bardzo
wiedzieli, kiedy i jakie przypadają święta, bo do kościoła mięli nader
daleko. Dlatego ksiądz wprowadził taki zwyczaj: „każdemu kumotrowi,
który był z dzieckiem do chrztu, dawał kij, a na nim sam poznaczył
święta. U góry był Nowy Rok; Zwiastowanie Matki Boskiej miało znak XXV
itd.”[xiii].
Całkiem swoisty typ
przedstawia uderzający drewniany kalendarz ze zbiorów ks. Londzina w
Muzeum Cieszyńskim na Śląsku. Ma on kształt listwy szerokiej - na oko-
ok. 5-6 cm, długiej ok. 60 cm Na powierzchni tej listwy znajduje się 13
kółek, wyobrażających 13 miesięcy; wnętrze każdego z nich jest
przekreślone dwiema liniami na krzyż, przecinającymi się pod prostym
kątem; dzięki temu obwody kół są podzielone na 4 równe części; 6
krótkich kresek, zaznaczonych po wewnętrznej stronie każdej ćwiartki
obwodu, symbolizuje 6 dni; w każdym punkcie przecięcia się ramienia
krzyża z obwodem jest punkt - „niedziela”. Osobnymi znaki zamarkowano
święta, a na marginesach listwy poza miesięcznymi kołami są prymitywne
wizerunki ludzi, zwierząt, kos itp.
Analogii dla tego
wyjątkowego zabytku nie znam dotychczas zupełnie: proweniecji jego nie
znam również; dokładniejszy jego opis wymagałby lepszej znajomości
przedmiotu od tej, jaką w swoim czasie zdobyłem w ciągu krótkiego pobytu
w Cieszynie. Zaznaczę więc, jeszcze tylko, że wykonawca omawianego tu
kalendarza miał być niepiśmienny, dotknięty wadą wymowy i od 7 roku
życia głuchy (!); wykonanie obiektu sprawia wrażenie dość tandetne; koła
są określone czerwono, a znaki wyciskane ołówkiem czarnym.
Bez porównania lepiej niż
z Polski poświadczony jest drewniany kalendarz z Bałkanów, aczkolwiek i
tam bynajmniej nie występował licznie. Z Bułgarii pierwszy opisał
obchodzący nas zabytek S. Argirov w r. 1896; po nim dał dwa przyczynki
D. Marinov.
Obiekty przez nich poświadczone pochodziły głównie czy nawet wyłącznie z środkowo-południowej części kraju (z okolic miast Stara-Zagora, Čirpan, Chaskovo i - zdaje się - Plovdiv). Długość kalendarza, ogłoszonego przez Argirova a nadesłanego do zbiorów w mieście Plovdiv z miejscowości zwanej T.-Sejmen, wynosi 1,315 m; kształt jest podobny do podanego prze Marinova; znaki są dość proste; wizerunków ludzi itp. - brak. Zupełnie ten sam mn. w. charakter mają tu należące nieliczne zabytki znalezione w okolicach Kjustendilu w zachodniej Bułgarii, w okolicach Samokova w Tracji wschodniej oraz w niektórych stronach Jugosławii: naprzód w Bośni, a później na dalmackiej wyspie Olib. Kalendarz z wyspy Olib jest to czerwonograniasty niezbyt długi pręt (74 cm) o przekroju ok. 4 cm; na każdej grani ma nacięcia obejmujące trzymiesięczny okres. Używali go zwłaszcza pasterze, gdy zapuszczali się z bydłem na czas dłuższy w oddalone od wsi okolice pasterskie (cf. z tym wyżej, gdzie mowa o wielkoruskich, syberyjskich myśliwych).
Obiekty przez nich poświadczone pochodziły głównie czy nawet wyłącznie z środkowo-południowej części kraju (z okolic miast Stara-Zagora, Čirpan, Chaskovo i - zdaje się - Plovdiv). Długość kalendarza, ogłoszonego przez Argirova a nadesłanego do zbiorów w mieście Plovdiv z miejscowości zwanej T.-Sejmen, wynosi 1,315 m; kształt jest podobny do podanego prze Marinova; znaki są dość proste; wizerunków ludzi itp. - brak. Zupełnie ten sam mn. w. charakter mają tu należące nieliczne zabytki znalezione w okolicach Kjustendilu w zachodniej Bułgarii, w okolicach Samokova w Tracji wschodniej oraz w niektórych stronach Jugosławii: naprzód w Bośni, a później na dalmackiej wyspie Olib. Kalendarz z wyspy Olib jest to czerwonograniasty niezbyt długi pręt (74 cm) o przekroju ok. 4 cm; na każdej grani ma nacięcia obejmujące trzymiesięczny okres. Używali go zwłaszcza pasterze, gdy zapuszczali się z bydłem na czas dłuższy w oddalone od wsi okolice pasterskie (cf. z tym wyżej, gdzie mowa o wielkoruskich, syberyjskich myśliwych).
Nie ulega wątpliwości, że
ta postać, w jakiej kijowaty czy laskowaty kalendarz dochował się
sporadycznie śród włościan słowiańskich - a chyba z pewnością nie był on
nigdy pospolity po wsiach - jest w zupełności zależna od form
kalendarzy, używanych niegdyś przez warstwy wyższe i mających punkt
wyjścia w dawnym Kościele chrześcijańskim.
Oprócz Słowian hołdowały zwyczajowi posługiwania się kalendarzami na kijach także inne ludy na południowym wschodzie (np. Albańczycy, Gagauzi), północnym wschodzie (w Azji, np. Jakuci etc., i w Europie, np. Czuwasi, Zyrianie, Lapończycy, Finowie, Estowie), północy (Skandynawowie) i zachodzie (Anglicy). Jakiś kijowaty kalendarz został zawleczony na wyspę Annobom u brzegów środkowo-zachodniej Afryki, gdzie się przyjął u miejscowej ludności dla celów związanych z kultem (katolickiego obrządku): inny zaś przedmiot pokrewny, bliżej mi jednak nie znany, znaleziono na Nikobarach u wybrzeży południowo-wschodniej Azji. W Szwecji używano takich przyrządów do wieku XVII i zebrano ich tam ostatnimi czasy sporą ilość; do znakowania ich stosowano w północnej Europie m.in. run (stąd mówimy o północnych drewnianych kalendarzach runicznych); najstarszy zabytek tego rodzaju datuje się z wieku XII.
Zwykłą formą tych drewnianych kalendarzy był i w Skandynawii czworo- czy sześciograniasty pręt; ale obok niej trafiały się też kalendarze ryte czy wycinane na kilku drewnianych płytkach, złączonych ze sobą w ten sposób, ze dawały się rozsuwać wachlarzowato. Również u tubylców i Rosjan w Syberii oraz w Rosji europejskiej napotykamy- obok pospolitszych kalendarzy kijowatych i mniej lub więcej graniasto-cygarowatych, tzn. z zwężających się ku obu końcom- takie lub inne płytkowate. Z Polski natomiast ani z Bałkanów tych ostatnich form dotychczas nie znam, wyjąwszy Słowenię, gdzie jednak znaleziono podobne zabytki nie w rękach włościan ( i gdzie były one - dodajmy nawiasem - stosowane do końca wieku XVIII). Płytkowate kalendarze były tez w obiegu śród Francuzów i Niemców (zwłaszcza południowych), od których to ostatnich przyszły do Słowenii.).
Oprócz Słowian hołdowały zwyczajowi posługiwania się kalendarzami na kijach także inne ludy na południowym wschodzie (np. Albańczycy, Gagauzi), północnym wschodzie (w Azji, np. Jakuci etc., i w Europie, np. Czuwasi, Zyrianie, Lapończycy, Finowie, Estowie), północy (Skandynawowie) i zachodzie (Anglicy). Jakiś kijowaty kalendarz został zawleczony na wyspę Annobom u brzegów środkowo-zachodniej Afryki, gdzie się przyjął u miejscowej ludności dla celów związanych z kultem (katolickiego obrządku): inny zaś przedmiot pokrewny, bliżej mi jednak nie znany, znaleziono na Nikobarach u wybrzeży południowo-wschodniej Azji. W Szwecji używano takich przyrządów do wieku XVII i zebrano ich tam ostatnimi czasy sporą ilość; do znakowania ich stosowano w północnej Europie m.in. run (stąd mówimy o północnych drewnianych kalendarzach runicznych); najstarszy zabytek tego rodzaju datuje się z wieku XII.
Zwykłą formą tych drewnianych kalendarzy był i w Skandynawii czworo- czy sześciograniasty pręt; ale obok niej trafiały się też kalendarze ryte czy wycinane na kilku drewnianych płytkach, złączonych ze sobą w ten sposób, ze dawały się rozsuwać wachlarzowato. Również u tubylców i Rosjan w Syberii oraz w Rosji europejskiej napotykamy- obok pospolitszych kalendarzy kijowatych i mniej lub więcej graniasto-cygarowatych, tzn. z zwężających się ku obu końcom- takie lub inne płytkowate. Z Polski natomiast ani z Bałkanów tych ostatnich form dotychczas nie znam, wyjąwszy Słowenię, gdzie jednak znaleziono podobne zabytki nie w rękach włościan ( i gdzie były one - dodajmy nawiasem - stosowane do końca wieku XVIII). Płytkowate kalendarze były tez w obiegu śród Francuzów i Niemców (zwłaszcza południowych), od których to ostatnich przyszły do Słowenii.).
Dla nas jako zajmujących się kulturą ludową
wszystkie powyższe przedmioty mają o tyle mniejsze znaczenie, że, jak
już napomknięto, na pewno nie są ludowej genezy, ani też nie można ich
uważać za powstałe bardzo dawno.
W tym związku warto by
jednak zadać sobie pytanie, czy śród zabytków podobnych - bodajby
egzotycznych - nie ma jakich „kalendarzy”, które by demonstrowały
wcześniejsze stadia rozwojowe od poznanych dotychczas, to znaczy - takie
stadia, co mogły istnieć, dajmy na to, m.in. również śród pogańskich
Słowian, zanim przyjęli chrześcijaństwo i wraz z nimi (choć oczywiście
niekoniecznie równocześnie) kalendarze typu jak na fig. 396-99. Niestety
brak mi dotychczas wiadomości w tej mierze (Autor pisał te słowa przed II wojną, wykopaliska powojenne dostarczyły nowego materiału, jak choćby birki z Opola - Odo).
Mogę więc li tylko wskazać bardzo od nas oddalony w sensie geograficznym, swoisty „kalendarz” Bataków, opisany w r. 1913 przez J. Winklera. Służył on nie do precyzyjnego orientowania się w długich okresach czasu - co Batakom przed przybyciem do nich Europejczyków było równie obce, jak zapewne i dawnym nie cywilizowanym Słowianom-, lecz dla wykrywania czy raczej definiowania szczęśliwych i nieszczęśliwych dni. Dodajmy wreszcie, ze według dość niejasnej notatki H. Rosenthal obserwował w północnej Rosji „ściany chat pokryte znakami wskazującymi przemijające dni”.
Prof. Kazimierz Moszyński
„Kultura ludowa Słowian”
Warszawa 1967
[i] Niekiedy - np. w zachodniej Chorwacji - kreska skośna zlewała się z prostą, która sama też stawała się ukośną w odwrotnym kierunku; wtedy 6 upodobniało się do Λ, tj. do (odwróconej) rzymskiej piątki; 7 miało takiż kształt, uzupełniony przez dodanie jeszcze jednej kreski, równoległej do jednego z jego boków itd.
[iii] Te
dwa okresy mają szczególnie wielkie znaczenie w gospodarce wiejskiej. W
ciągu pierwszego z nich deszcze są bardzo pożądane; w ciągu drugiego-
odwrotnie- łatwo mogą się stać klęską dla rolnika.
[iv] Aby
wiedzieć, kiedy nastąpi ostatni, i będzie można bez obawy siać w
ogrodach to wszystko, co jest wrażliwe na silny spadek ciepła.
[v] „Selskij
derevjannyj kalendaŕ”. Moskvitjanin, r. 1852 I 2, dział VII (ob. V.
Srezenevskij, Sěvernyj rěznoj kalendaŕ, r. 1874, s. 45).
[viii] Inaczej Jegórij - l ’enìva - sochà albo Jegórij vèšnij - św. Jezry, 23 kwietnie st. St. (K. M.).
[xi] Dosłownie:
‘święci’, tu ‘kalendarz’ (poza tym ‘książka cerkiewna, książka z
modlitwami kościelnymi itp.; kalendarz liturgiczny’).
Birka to przedmiot ułatwiający liczenie. Wykonany z kawałka wydłużonego drewna z nacięciami (w przypadku birek jednorazowych) lub otworami zrobionymi na całej długości przedmiotu. Birki do wielokrotnego używania były wykonane staranniej. Posiadały otwory, do których wkładano kołeczki. W ten sposób odliczano dziesiątki i ich wielokrotności. Większość birek ma 10 otworów. Ale występują też z dwunastoma lub piętnastoma otworami.
Trochę w nawiązaniu do:
http://talbot.nowyekran.pl.neon24.pl/post/101323,banki-centralne-i-prywatna-kontrola-pieniadza#comment_885043
http://slowianolubia.blogspot.com/2013/08/pismo-sowian-czyli-jak-pisali.html
http://www.muzeum.miejskie.wroclaw.pl/CMS/muzeum_archeologiczne/ciekawostki.html
KOMENTARZE
-
AutorBirka z 12 nacięciami i 15, nie nadawały się do pobierania dziesięciny i służyły do liczenia tego co nie można dzielić na części.
-
----------------------- SŁOWIANIE ??? kto zacz ? :))))--- na JUDEOCHRZEŚCIJAŃSKIM portalu -temat mało nośny / jak widać !/