Strony wciąż aktualne...

środa, 15 maja 2024

Dialekt śląski




"nie ma ani jednej cechy strukturalnej, która różniłaby dialekt śląski od dialektu wielkopolskiego czy dialektu małopolskiego

polszczyzna śląska, jest to archaiczna, bardzo archaiczna, regionalna odmiana języka polskiego"




I tego się trzymajmy.



A poza tym to co zwykle - nie dajmy się zmanipulować, nie dajmy się podzielić.



Werwolf nie śpi - tedy łatwiej go namierzyć jest...






przedruk






Paweł Jędrzejewski:

W sprawie dialektu śląskiego Sejm i Senat uchwaliły, że 2x2 jest 5



13.05.2024 21:31

Zazwyczaj łagodny i pobłażliwy prof. Jan Miodek w tej kwestii ma pogląd całkiem jednoznaczny i zapowiada, że nie ustąpi.



Autorytet w dziedzinie języka polskiego, w dodatku urodzony i wychowany na Śląsku - na pytanie, czy "mowa śląska" jest dialektem czy osobnym językiem - odpowiada:


"Ja to już mówię po raz pięćset pięćdziesiąty piąty. Jest to odmiana dialektalna języka polskiego. Bardzo charakterystyczna. bardzo wyrazista. (...) Powtarzam to już za klasykami polskiego językoznawstwa: nie ma ani jednej cechy strukturalnej, która różniłaby dialekt śląski od dialektu wielkopolskiego czy dialektu małopolskiego. Więc, gdybym miał powiedzieć, że to jest odrębny język śląski, to tak jakbym miał powiedzieć, że dwa razy dwa jest czasem pięć. Nie! - dwa razy dwa jest zawsze cztery i polszczyzna śląska, śląska "ojczyzna-polszczyzna" (...) jest to archaiczna, bardzo archaiczna, regionalna odmiana języka polskiego. I tego zdania ja do śmierci nie zmienię. To jest dla mnie oczywiste"


Przy innej okazji, prof. Miodek sroży się z powodu tego samego tematu:

"Proszę ode mnie nie wymagać udowodnienia, że może śląszczyzna jest odrębnym językiem, nie żądać jej kodyfikacji, bo to jest nonsens. Naiwność połączona z fanatyzmem (...) Nie dajmy się zwariować".

Wreszcie, zapytany o konflikt wokół tematu, czy dialekt śląski powinien mieć status języka regionalnego, prof. Miodek mówi:

 "Jest konflikt między rozsądkiem a jego brakiem, między znajomością historii dialektu śląskiego i nieznajomością tej historii."




Przegłosować można wszystko (?)

Jednak w Polsce funkcjonują dwie instytucje, które mogą poddać pod głosowanie i - z pełnym przeświadczeniem o swojej nieomylności - przegłosować, że np. chomik jest strusiem, a bieguny są na równiku. 

Przed kilkoma tygodniami jedna z tych instytucji, czyli Sejm, stosunkiem głosów 236 do 167 (przy 5 głosach wstrzymujących się) uznała, że istnieje odrębny język śląski, jako język regionalny. W ubiegły tygodniu Senat RP przyjął bez poprawek tę ustawę, potwierdzając 57 do 29 (2 głosy wstrzymujące się) to, co prof. Miodek nazywa nonsensem.

Czyli, można powiedzieć, korzystając z metafory podsuniętej przez profesora, że władza legislacyjna w Rzeczypospolitej przegłosowała, że dwa razy dwa jest czasem pięć.



Co zrobi prezydent?

Teraz ta ignorancka ustawa idzie na biurko Prezydenta Dudy i Prezydent może się pod tym absurdem podpisać, albo może podpisu nie złożyć.


Wybór jest trudny, bo - z jednej strony - czy można ze spokojnym sumieniem podpisywać ustawę stwierdzającą coś w jaskrawy sposób nieprawdziwego i podważającego wiedzę naukową? 

Natomiast - z drugiej strony - nietrudno przewidzieć, że brak podpisu zostanie przez politycznych przeciwników prezydenta obrócony przeciwko niemu. Będzie on oskarżony o zlekceważenie a nawet dyskryminację śląskości, Ślązaków, Śląska. 

Lewicowy europoseł Łukasz Kohut już stwierdza, że to "test dla prezydenta" - "Test człowieczeństwa i szacunku dla śląskiego dziedzictwa". Czyli prezydent zda "test człowieczeństwa", gdy podpisze się pod nonsensem? To podejście posła Kohuta wskazuje na rzeczywiste motywy zrobienia z dialektu śląskiego tematu, którym już zajęła się w Polsce władza legislacyjna. To motywy przede wszystkim polityczne.

Zajmie się nim także - gdyby prezydent ustawę podpisał - władza wykonawcza, bo przecież uznanie dialektu śląskiego za język regionalny nakłada na władze państwowe i samorządowe szereg obowiązków. 

Europejska Karta Języków Regionalnych i Mniejszościowych stawia poważne wymagania przed szkolnictwem, administracją państwową, wymiarem sprawiedliwości i mediami. Formalnie wszędzie tam będzie obowiązywała dwujęzyczność. Np. obowiązek dwujęzycznych tablic informacyjnych spowoduje, że przed Gliwicami zobaczymy napis po polsku "Gliwice" i po śląsku - "Glywice", co jest przecież absurdalne. 

Wreszcie, prędzej czy później, będzie musiała zająć się tym tematem także władza sądownicza, ponieważ prawo związane z językiem regionalnym na pewno stanie się polem wielu konfliktów i sporów.




I właśnie o konflikty chodzi

W przypadku zagadnienia dialektu śląskiego, jego uznania za język, a nawet w ogóle tematu śląskości, widać dokładnie, że chodzi o zainicjowanie konfliktu Polaków ze Śląska z resztą Polaków. 

To już się udało. Spór polityczny już trwa. Z kolei, niektórzy działacze organizacji, podkreślających odrębność Śląska, traktują uznanie dialektu śląskiego za język zaledwie jako etap przejściowy w osiągnięciu ważniejszego celu. Piotr Długosz ze Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej ma jasną wizję przyszłości: "Uznanie śląskiego za język regionalny to za mało. (...) Najlepszym rozwiązaniem byłoby uznanie Ślązaków za mniejszość etniczną".

Formalne ogłoszenie dialektu języka polskiego odrębnym językiem jest przede wszystkim narzędziem polityki zgodnym ze starożytną, rzymską maksymą "divide et impera" ("dziel i rządź")

stosowaną powszechnie np. w Stanach Zjednoczonych pod nazwą "identity politics" ("polityka tożsamości").



Polega to na stałym podkreślaniu tego, co ludzi dzieli, a nie tego, co łączy, poprzez przypisywanie ich do poszczególnych grup mniejszościowych, którym wmawia się, że są dyskryminowane przez większość lub inne grupy. 

Drugim sposobem jest podsycanie istniejących, ale słabnących animozji i konfliktów pomiędzy grupami - najczęściej etnicznymi, rasowymi, językowymi, kulturowymi, wyodrębnionymi także ze względu na płeć czy tzw. "orientację seksualną".

Generalnie zasada jest taka, żeby maksymalnie utrudniać i ograniczać możliwości postrzegania oraz oceniania ludzi indywidualnie. Należy ich postrzegać i oceniać poprzez pryzmat przypisanych im z góry "tożsamości", czyli obarczać ich cechami grup, które są z reguły oparte na stereotypach. A stereotypy rzadko są pozytywne. Zazwyczaj są negatywne.

Cel jest wyraźny: polaryzacja społeczeństwa, jego atomizacja. Nastawianie grup przeciw sobie.

Wszystko po to, aby ci, którzy są u władzy, mogli te konflikty wewnątrz społeczeństwa rozgrywać na swoją korzyść, występując albo w roli obrońców, albo szczujących - zależnie od okoliczności i nastrojów wśród wyborców.



Poczucie przynależności narodowej/etnicznej łatwo poddaje się emocjom


Używanie dialektu śląskiego i poczucie przynależności narodowej/etnicznej są kwestiami subiektywnymi. 

Oto fascynujące dowody: dane uzyskane podczas spisów powszechnych w roku 2002, 2011 i 2021. 

W pierwszym z nich przynależność narodową/etniczną śląską zadeklarowało do 173.2 tysiąca ankietowanych. W roku 2011 liczba ta powiększyła się prawie pięciokrotnie i osiągnęła poziom 847 tysięcy. Czym wyjaśnić ten niesamowity, wręcz kosmiczny wzrost? 

Jedna z teorii głosi, że to efekt wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który przed rozpoczęciem spisu powszechnego powiedział: "Śląskość i kaszubskość PiS całkowicie akceptuje i ceni, ale twierdzenie, że istnieje naród śląski, my rzeczywiście traktujemy za zakamuflowaną opcję niemiecką". 

Na te słowa zareagował Ruch Autonomii Śląska, który prowadził kampanię i namawiał, by podczas spisu powszechnego deklarować narodowość śląską. Czyli ta teoria twierdzi, że na złość prezesowi PiS dodatkowe 674 tysiące ludzi uznały się za Ślązaków. Być może. Szaleństwo? Jak najbardziej.

Szczególnie, że w kolejnym spisie powszechnym liczba ludzi deklarujących narodowość śląską spadła o 262 tysiące i wynosiła 585.7 tysięcy. Jeśli chodzi o posługiwanie się dialektem śląskim w domu, to w roku 2011 fakt ten zgłosiło 529 tysięcy osób, a w roku 2021 - 457.9 tys., czyli o ponad 70 tysięcy mniej.

Te wyniki udowadniają, że prawda o przynależności narodowej jest co najmniej elastyczna, a być może w ogóle nie istnieje. Czyli wniosek jest oczywisty: te atrybuty stanowią znakomity materiał do wzbudzania i wyrażania silnych emocji, a co za tym idzie, idealny obiekt manipulacji.



Skłóceni są słabi


Realistycznie, można postrzegać to zjawisko jako bardzo użyteczne w walce politycznej (podziały są wyraźne: przeciwko zalegalizowaniu "języka śląskiego" głosowali prawie wszyscy posłowie PiS-u i Konfederacji, a za - rządzącej koalicji), ale nie można zapominać, że na koniec największymi zwycięzcami są zawsze zewnętrzni wrogowie Polski. 

Kraj, w którym podkreślane są różnice pomiędzy grupami ludzi i na nich opiera się wewnętrzna polityka, a to, co wspólne, schodzi na plan dalszy, staje się z definicji społeczeństwem - a co za tym idzie także państwem - słabym. 

Wykorzystywana jest tu odwieczna, podstawowa cecha natury człowieka: gdy ludzie intensywnie nie zgadzają się ze sobą w jednej sprawie, zazwyczaj nie zgodzą się ze sobą w żadnej. To widać jak na dłoni w polskiej polityce od dziesięcioleci. Polska jest już maksymalnie spolaryzowana pod względem politycznym. To niszczy zarówno przyjaźnie, więzi rodzinne, jak i państwo. 

Uznanie dialektu śląskiego za język regionalny, jako etap na drodze uznania Ślązaków za mniejszość etniczną, to samobójcze otwarcie Puszki Pandory. Z oczywistego powodu: bo za nimi pójdą inni. Kto powstrzyma np. podhalańskich górali?


Bogactwo


przedruk
słabe tłumaczenie automatyczne




Status, pieniądze, bogactwo





Wracam do omawianego zagadnienia, ale myślę, że temat jest tego wart. Czy dziecko jakichś przyjaciół zapytało mnie, co zrobić, aby być bogatym? Ma 18 lat i uważam, że to wspaniałe, że o tym myśli. Tyle, że po wymianie z nim 2-3 opinii powiedziałem mu, że nie ma szans na to, by kiedykolwiek stać się bogatym, jeśli nie zmieni swojego sposobu myślenia. "Co więcej", powiedziałem, "masz wszelkie szanse, że w wieku 35 lub 40 lat staniesz się sfrustrowanym,, a na pewno biednym człowiekiem!" Ziewnął w zakłopotanych oczach, pytając mnie, co jest złego w tym, że chcę być bogaty i pytając o to. Właściwie to nie był problem.



Pokazałem mu zegarek, który miałem na ręku i poprosiłem, aby szczerze podzielił się ze mną swoją opinią na jego temat. Prawdopodobnie podobny egzemplarz kosztuje 20-30 dolarów. Zgadza się. Miałem w ręku zegarek, który zawsze noszę, dla niektórych Orient tak zwyczajny, jak to tylko możliwe. Tyle, że to zegarek bogatego człowieka. On też ziewnął oczami w chwili, gdy mu to powiedziałem. Wziął go, by go zbadać, obrócił na wszystkie strony, a potem poddał się. Powiedział mi, że nie rozumie, o co chodzi i że dla niego został jeszcze zegarek za 20-30 dolarów. Aby skomplikować jego osąd, odpowiedziałem, że nawet ja, gdybym zobaczył go leżącego na ziemi, nie zadałbym sobie trudu, by się schylić, aby go podnieść. O co więc chodziło? Dowiesz się od razu.

Błąd, który popełnił młody człowiek, jest wspólny dla wielu, a mianowicie mylenie bogactwa z pieniędzmi. I, aby go dopełnić, przytoczył również statut. Mówiąc dokładniej, jego odpowiedź na pytanie "dlaczego chcesz być bogaty?" była standardowa: "Chcę mieć pieniądze i status". Straszliwy błąd, który niewątpliwie przygnębił wszystkich tych, którzy upierają się przy takim myśleniu. Dlatego chcę nalegać na problem, aby pomóc tym, którzy nadal mają takie dylematy.

Po pierwsze i najważniejsze, co to znaczy być bogatym? Oznacza to wiele rzeczy, z których posiadanie pieniędzy jest jednym z ostatnich miejsc. Wiem, że brzmi to wątpliwie, ale uwierz mi, dokładnie tak jest. Od razu powiem wam, że mam okropną definicję bogactwa: być bogatym to dobrze spać. Jeśli śpisz spokojnie, jeśli budzisz się pełen energii, jeśli się uśmiechasz i nie czujesz smutku z żadnego powodu, to ogólnie rzecz biorąc, oznacza to, że jesteś bogaty. Nie lekceważ podanej przeze mnie definicji, nawet jeśli czujesz się rozczarowany. W rzeczywistości zawiera znacznie więcej mądrości, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. A teraz weźmy elementy po kolei, ponieważ mam wrażenie, że wszyscy teraz nadstawiają uszu, próbując przejść do rozdziału o pieniądzach.

Pieniądze w zasadzie nie mają żadnej wartości. Ludzkie pragnienie posiadania pieniędzy jest w rzeczywistości prymitywnym instynktem, który próbuje wszystko uprościć, zrobić drogę na skróty do szczęścia. Ci, którzy chcą zrozumieć wszystkie aspekty pieniądza, powinni zadać sobie proste pytanie: dlaczego wszyscy ci, którzy są dotknięci pieniędzmi, w najlepszym razie wracają do biedy, a w najgorszym kończą swoje życie? Uwierzcie mi, tak właśnie jest, co powinno sugerować wam, że droga do pseudo-wzbogacenia jest fałszywa. Wiem, nie wierzcie mi, ale jeśli będziecie mieli cierpliwość, by czytać w głowie, zrozumiecie to zjawisko.

Wracając do pieniędzy, istnieje szablon, że "tylko złodzieje mają pieniądze", co oczywiście jest nieprawdą. Co więcej, są tacy, którzy mówią, że "złodzieje to ci w polityce, ponieważ udaje im się przysiąść na różnych stanowiskach, na których się bogacą". I tak doszliśmy do pojęcia statusu. Niektórzy mylą stanowisko lub zawód z określonym statusem, co znowu jest nieprawdą. Rzeczywiście, możemy postrzegać status jako pozycję jednostki w społeczeństwie. Tak to wygląda, gdy robimy zdjęcie. To, czego wszyscy nie rozumieją, to to, co dzieje się z jednostką, gdy traci swój status. Co staje się z premierem, gdy nie jest już premierem, lub z prezydentem, gdy nie jest już prezydentem? Masz kilku żyjących byłych prezydentów lub premierów: Iliescu, Constantinescu, Basescu, Cîțu, Orban, Adrian Nastase, Ponta itp. Czy uważasz, że któryś z nich jest nadal postrzegany jako posiadający określony status? Oczywiście, że nie. Co dzieje się z sędzią lub prokuratorem po przejściu w stan spoczynku? Zazwyczaj nikt już nie wita go na ulicy. I znowu, przez większość czasu ci ludzie popadają w depresję i aby uciec, nieustannie karmią się własną przeszłością. "Kiedy byłem generałem w rumuńskiej armii" – mówił do mnie stary generał, który w pewnym momencie odegrał przytłaczającą rolę w historii. Ten człowiek karmił się przeszłością. Nawet dla starszego mężczyzny, który "przeżył swoje życie", taka sztywność w przeszłości nie jest korzystna. Po prostu doświadczał tej samej frustracji związanej z utratą statusu.

Oto jesteśmy w momencie pierwszego wniosku. Nieprzypadkowo tak umieściłem te terminy w tytule. Ludzie wierzą, że sprawy mają się tak: w jakiś sposób zdobywasz status, ten status przynosi ci pieniądze, a pieniądze przynoszą ci bogactwo. Cóż, pierwsze dwa kroki są podejmowane przez każdego, kogo masz jako wzór sukcesu w życiu. Ale 99% z nich nie dociera do trzeciego stopnia. Toną, gdy mają pieniądze. A jeśli prześledzisz ich ewolucję po tym, jak wyszli z "pomyślnego okresu" swojego życia, przekonasz się, że w najlepszym przypadku pozostał po nich tylko ogromny dom, z którego korzystają z 1-2 pokoi, reszta niszczeje jak nawiedzone domy. Ludzie, którzy wykorzystują status, aby się wzbogacić, są w rzeczywistości bardzo podobni do tych, którzy spotykają się ze szczęściem na loterii: w pewnym momencie mają pieniądze, ale potem pieniądze przepływają im przez palce. Bogaci ludzie nigdy się nie bogacą! Bo nie wiem, co to jest bogactwo. A z 1%, którym udaje się stać się bogatymi (w sensie, który wyjaśnię poniżej), większość nie jest bogata zgodnie z definicją, którą podałem na początku, ponieważ najprawdopodobniej pieniądze zarobione na oszustwie nie pozwalają im spać spokojnie.

Musicie więc zrozumieć, że bogactwo nie przychodzi poprzez status, a co więcej, że jest to przyczyną uogólnionej koncepcji, że "bogaci są tylko złodziejami". Prawda? Rzeczywiście, złodzieje mogą mieć pieniądze, ale nigdy nie będą bogaci! Tylko opinia publiczna, spragniona potwierdzenia tego przypuszczenia, skupi swój wzrok na innym przestępcy, który chwilowo ma się dobrze, po tym, jak dawny "modny" przestępca poniósł porażkę. Ale musicie wiedzieć, że istnieje inna metoda, tak etyczna, jak to tylko możliwe i która nie wiąże się ze straszliwymi kompromisami, które wbijają w ziemię tych, którzy zagubili się na złej drodze.

W rzeczywistości proces jest absolutnie odwrotny. Najpierw musisz być bogaty, potem będziesz miał pieniądze, a dopiero potem osiągniesz status. Wiem, że brzmi to dziwnie i nieco rozczarowująco, ale taka jest właśnie sekwencja. Zacznijmy od początku. Co to znaczy być bogatym i dlaczego ci, którzy mają pieniądze, tak naprawdę nie są bogaci? Z ludzkiego punktu widzenia, jak powiedziałem wcześniej, bycie bogatym oznacza dobry sen. Dzieje się tak od dzieciństwa, dopóki rodzice nie przestaną dawać ci kieszonkowego lub, jak mówimy, od momentu, gdy zostaniesz finansowo odstawiony od piersi. Kiedy rodzice pokazali ci drzwi (lub nie mogą cię już wspierać), zaczynają się frustracje. Łatwo zrozumieć, dlaczego: ponieważ nie byłeś przygotowany do życia. 


Oczywiście, aby zacząć, musisz zarobić trochę pieniędzy. To, czego nie rozumiesz jako młody człowiek, to to, że nie masz powodu, aby nie spać w nocy. Możesz zrobić wszystko, możesz też wejść z głową w parapecie, bo kiedy jesteś na dole, zawsze możesz zacząć od zera. A poza tym masz przewagę wieku: masz czas, podczas gdy inni, starsi, nie mają czasu. Musisz więc zacząć gromadzić. A przy okazji inwestować. Co to znaczy inwestować? Oznacza to, że zainwestowana kwota jest warta więcej niż w momencie inwestycji i regularnie przynosi trochę pieniędzy. Powierzchnia komercyjna, którą kupujesz na wynajem, to inwestycja, udział w firmie i tak dalej. Celem jest utrzymanie się z tego, co produkuje Twoja inwestycja. Czy stworzyłeś firmę, która działa? Doskonały! Nie poprzestawaj na tym, kolejnym krokiem musi być przekształcenie się w inwestora, czyli sprawienie, by działało bez Twojego zaangażowania. Nie mów mi, że nie możesz! Dopiero po DOBRYM wykonaniu tego kroku możesz powiedzieć, że jesteś inwestorem, ponieważ pieniądze pochodzą z tej firmy bez angażowania się, a Ty możesz zaangażować się w inne projekty. Oczywiście firmy nie są jedynymi inwestycjami. Jeśli masz dobrą pensję, możesz ją utrzymać i inwestować w spółki notowane na giełdzie, nieruchomości lub w innych kierunkach. Wymaga to doświadczenia. Jak to zdobyć? Czytanie. Ogólnie rzecz biorąc, musisz czytać, stale się kształcić. Jeśli chodzi o giełdę, musisz robić dokładnie to, co zalecam robić ze WSZYSTKIMI swoimi inwestycjami: myśleć długoterminowo. Cóż, prawdopodobnie w przyszłości porozmawiamy o różnych strategiach inwestycyjnych, nie taki jest cel tego artykułu.

W momencie, gdy możesz zarabiać na życie ze swoich inwestycji, możesz uważać się za bogatego finansowo. Na pewno przekonasz się, że wtedy możesz spać spokojnie, bez żadnych stresorów, które sprawiają, że nie śpisz w nocy. Cóż, jest jeszcze wiele elementów twojego życia osobistego, które musisz wykorzystać, aby być naprawdę bogatym. Ale dobrze to rozumiesz.

Stopniowo, po zdobyciu pieniędzy, status przychodzi naturalnie. Tu też jest problem. Tak naprawdę nie musisz myśleć o statusie, ponieważ jest on absolutnie nic nie wart. Ci, którzy mają głowę na karku, rozumieją to i mają to gdzieś. Ale umieściłem to w równaniu, ponieważ jest kilka osób, które mają obsesję na punkcie statusu. I dlatego zaczynają forsować swoje bogactwo, dążyć do pomnażania go za wszelką cenę, myśląc, że w ten sposób coś zdobędą. Musisz wiedzieć, że jeśli osiągnąłeś 5 milionów dolarów (właściwie kilka dolarów, ale zaokrągliłem to w górę), możesz żyć, nic nie robiąc. Powinno to dać ci pewien komfort psychiczny, abyś mógł zająć się tym, czego chcesz, co cię pasjonuje. Absolutnie nic nie jest warte więcej – w kategoriach ziemskich – niż Twoja pasja. I byłoby coś jeszcze, o ogromnym znaczeniu, ale co odkryjesz, gdy staniesz się bogaty.

Kładę temu kres, bo bardzo to rozciągnąłem! Podsumowując, jest to proste: "Chcesz być bogaty? Jeśli twoja odpowiedź brzmi "tak" i dobrze śpisz w nocy, widzisz, że jesteś już bogaty!" Wierz mi!

Autor: Dan Diaconu






Dan Diaconu: Status, pieniądze, bogactwo - gandeste.org






Piotr I czy jego sobowtór ?

 



19.04.2024





A może po prostu był opętany??

Jak Kaligula...



Stalin, Piłsudski... ?


i wielu innych



"Ale cóż to był za dziwny król! Zjawił się przed ludem z tak niezwykłym wyglądem, z tak niesłychanymi manierami i dodatkami, nie w koronie czy purpurze, ale z siekierą w ręku i fajką w zębach, pracując jak marynarz, ubierając się i paląc jak Niemiec, pijąc wódkę jak żołnierz, przeklinając i walcząc jak oficer warty. Na widok tak niezwykłego cara, zupełnie niepodobnego do dawnych pobożnych władców moskiewskich, lud mimowolnie zadał sobie pytanie: czy to jest prawdziwy car? To właśnie w tej sprawie zalążek legendy o oszustwie cara."

Wasilij Kljuczewski. Kurs historii Rosji, wykład LXIX



Car prostak?

Typowy ubek.

W sumie - przemiana Rosji, upodobnienie jej do Zachodu, na pewno mogło wpłynąć na łatwiejsze opanowanie, albo przemycenie różnych zepsutych pomysłów na życie..

Po 1990 roku Rosja przyjęła i wdrożyła wiele"zasad" Zachodu, co jak wiemy, mogło zakończyć się rozpadem państwa - i co zapewne było planowane.




przedruk

tłumaczenie automatyczne z serbskiego

(trochę słabe)





Car czy sobowtór:

Czy car Rosji Piotr I został zastąpiony podczas podróży do Europy

19. Kwiecień 2024 07:58









Pierwsza podróż Piotra I do Europy miała charakter dyplomatyczny, ale cesarz wrócił z tej "wyprawy" zupełnie odmienny od tego, co zostawił. Od tego czasu w carskiej Rosji rozeszły się pogłoski, że zastąpili cara.




W marcu 1697 roku z Moskwy wyruszyła pierwsza misja dyplomatyczna do Europy, licząca około 250 osób. Na czele misji stanęli posłowie Franciszek Lefort, Fiodor Gołowin i Prokopiusz Woznicyn, a także wybitni pisarze, lekarze, księża, asystenci i wolontariusze.
O wyjeździe cesarza nic nie wiedziano.

Cesarz oczywiście też pojechał, ale incognito! Aby opuścić Rosję i dostać się do Europy, Piotr I posłużył się fałszywym paszportem, który został stworzony specjalnie na tę podróż. Podczas ważnej misji car ukrywał się za tożsamością zwykłego żołnierza, Piotra Michajłowa, który rzekomo wyruszył na misję zbadania nowinek wojskowych.

Pod fałszywą tożsamością cesarz Piotr I mieszkał w Europie przez ponad pół roku, odwiedzając Imperium Habsburgów, Polskę, Anglię, Holandię i wiele innych krajów. Poza obowiązkami służbowymi cesarz przyjechał nawet, aby rozbawić się dla swojej duszy – uczestniczy w budowie fregaty "Święci Apostołowie Piotr i Paweł" w Amsterdamie oraz uczestniczy w balu maskowym w Wiedniu.
Po powrocie z Europy cesarz zainicjował szereg reform.

W sierpniu 1698 roku Piotr I powrócił do Moskwy i zaraz po powrocie dokonał kilku poważnych zmian w konstytucji kraju. Pierwsza, i być może największa zmiana, dotyczyła kalendarza – zamiast starej rachuby czasu, cesarz nakazał liczyć go od 1 stycznia, co mocno zdezorientowało lud.

Druga, nie mniej drastyczna zmiana dotyczyła pisma rosyjskiego: zamiast dawnego starosłowiańskiego pojawiło się inne pismo i cyfry arabskie, a cała sfera oświaty i kultury została zreformowana. Zmodernizowano nawet przedsiębiorstwa państwowe i sposób funkcjonowania kościoła.
Czy to nasz cesarz, czy to ktoś inny?

Tak uderzające i pozornie niesprowokowane zmiany w ludziach wywołały wielkie wątpliwości i w ciągu kilku dni rozeszły się pogłoski, że zastąpili oni cesarza w podróży po Europie. Innymi słowy, do Moskwy powrócił ktoś, kto tylko z charakteru przypomina Piotra I.

Na poparcie tej teorii przemawiało wiele dowodów, które zostały nawet zapisane w książce historyka Wasilija Kljuczewskiego: cesarz nagle zaczął palić tytoń, ubierać się całkowicie "ludowo", używać słów i wyrażeń, które nie przystoją cesarzowi, a nawet krzyczeć na swoich poddanych i innych ludzi.
Opowieści ludowe na przekór historii

Chociaż rzeczywiście istniało mnóstwo dowodów na teorię o zastąpieniu cesarza i że takie pogłoski rozprzestrzeniły się nie raz, nie dwa, ale nawet trzy razy (w 1691, 1697 i 1703 roku), żadna z nich nie została w żaden sposób ogłoszona oficjalnie.

Co więcej, oficjalna historia, która opiera się własnej, oraz badania wiarygodnych źródeł tej hipotezy obalają, argumentując, że żadne z powyższych nie może być po prostu solidnym dowodem na to, że w Europie nastąpiła wymiana cesarza.


---------------------





CZY TO PRAWDA, ŻE PIOTR WIELKI ZOSTAŁ ZASTĄPIONY PODCZAS
PODRÓŻY DO EUROPY?



Odpowiedzi odpowiada Tatiana Grigoriewa, historyczka, autorka portalu Kultura.RF




Pierwsza podróż zagraniczna Piotra Wielkiego odbyła się w ramach Wielkiej Ambasady. Celem misji dyplomatycznej były negocjacje w Wiedniu z cesarzem Leopoldem I na temat koalicji antyosmańskiej – car chciał znaleźć sojuszników w walce z Chanatem Krymskim i Imperium Osmańskim o dostęp do Morza Czarnego po dwóch udanych kampaniach azowskich w 1695 i 1696 roku.

Jednak już po drodze zmienił się szlak i zadania Wielkiej Ambasady. W tym samym czasie podróż stała się "Wielkim Uczniostwem" Piotra Wielkiego – prawdziwym edukacyjnym "Grand Tour", który stał się popularny wśród młodych europejskich arystokratów już w XVI wieku.



"Czy ktokolwiek słyszał lub czytał w legendach, że jakiś autokrata, wstąpiwszy na tron, porzuciwszy koronę i berło i powierzywszy rządy nad królestwem swoim bliskim szlachcicom, podjął daleką wędrówkę po obcych krajach wyłącznie po to, aby przede wszystkim oświecić się nauką i sztuką, aby osobiście spotkać się z innymi władcami, aby ustnie porozmawiać z nimi o obopólnych korzyściach? Ustanowić przyjaźń i zgodę, poznać ich rządy, zbadać ich miasta i mieszkania, poznać stan miejsc i klimatów, obserwować obyczaje, obyczaje i życie narodów europejskich, przyswoić sobie to, co jest z tego pożyteczne, a następnie ustanowić podobne w swojej ojczyźnie, przemienić swoich poddanych i stać się godnymi władcami rozległej monarchii? To niesłychany przykład, ale w Rosji się spełnił!"


Andriej Nartow. Pamiętne opowiadania i przemówienia Piotra Wielkiego, 1727




W marcu 1697 r. z Moskwy wyjechała misja dyplomatyczna pod przewodnictwem wielkich ambasadorów Franciszka Leforta, Fiodora Gołowina i Prokopa Woźnicyna. Było z nimi około 250 osób – tłumaczy, skrybów, uzdrowicieli, księży, kucharzy, służących, strażników, ochotników. Wśród tych ostatnich był Piotr Wielki: udał się do Europy Zachodniej incognito z cudzym "paszportem" wypisanym złotem na "aleksandryjskiej" kartce i zapieczętowanym czerwoną pieczęcią woskową. Car ukrywał się pod postacią Piotra Michajłowa, brygadzisty drugiego tuzina Pułku Preobrażenskiego, który wraz z sierżantem Gawriło Kobylinem i 22 innymi ochotnikami rzekomo podróżował z Wielką Ambasadą "w celu nauki o sprawach wojskowych".

"Piotr Aleksiejewicz Michajłow", "Piotr Romanow", "Kapitan Piotr" – pod tymi i innymi pseudonimami car przez półtora roku odwiedzał Inflanty, Kurlandię, Brandenburgię, Holandię, Anglię, Saksonię, austriackie imperium Habsburgów i Polskę. W stoczni Kompanii Wschodnioindyjskiej w Amsterdamie zbudował fregatę Świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz studiował anatomię u Frédérica Ruyscha. W Londynie dokonał inspekcji mennicy w Tower of London oraz Towarzystwa Królewskiego, na czele którego stał Isaac Newton. W Dreźnie poznał najsłynniejszą Kunstkamerę w Europie, elektora saskiego Augusta Mocnego. W Wiedniu odwiedził skarbiec Hofburga i brał udział w maskaradach.

W sierpniu 1698 roku Piotr Wielki przybył do Moskwy i natychmiast przystąpił do zmiany rosyjskiego stylu życia. W szczególności wprowadził nową chronologię od Narodzenia Chrystusa i przeniósł świecki Nowy Rok na 1 stycznia, założył przyszłą stolicę, twierdzę "Sankt Petersburg" na Wyspie Zającej, przyjął pismo cywilne i cyfry arabskie zamiast staro-cerkiewno-słowiańskich, rozpoczął modernizację aparatu państwowego, spraw kościelnych, wojska, przemysłu, oświaty i kultury.

Ponadto wygnał swoją żonę Evdokię Łopuchinę do monasteru, "zarejestrowanego" w niemieckiej Słobodzie, gdzie urządzał uczty na modłę zachodnią i początkowo żartobliwie obcinał brody bojarom.



Tak drastyczne zmiany zaniepokoiły wielu. Wkrótce w społeczeństwie pojawiły się pogłoski, że król został zastąpiony w podróży.



"Ale cóż to był za dziwny król! Zjawił się przed ludem z tak niezwykłym wyglądem, z tak niesłychanymi manierami i dodatkami, nie w koronie czy purpurze, ale z siekierą w ręku i fajką w zębach, pracując jak marynarz, ubierając się i paląc jak Niemiec, pijąc wódkę jak żołnierz, przeklinając i walcząc jak oficer warty. Na widok tak niezwykłego cara, zupełnie niepodobnego do dawnych pobożnych władców moskiewskich, lud mimowolnie zadał sobie pytanie: czy to jest prawdziwy car? To właśnie w tej sprawie zalążek legendy o oszustwie cara."

Wasilij Kljuczewski. Kurs historii Rosji, wykład LXIX





To prawda, że historyczne legendy o "zastąpieniu" Piotra Wielkiego pojawiły się na długo przed powstaniem Wielkiej Ambasady. Popularna plotka przypisywała "dziwny sposób życia" cara jego "niemieckiemu", skądinąd obcemu pochodzeniu. Według jednej z wersji jego ojcem był jakiś "Niemiec" z Kukui lub nawet Franz Lefort, przyjaciel i mentor Piotra Aleksiejewicza. Według innej, caryca Natalia Naryszkina faktycznie urodziła dziewczynkę, którą "zastąpił niemiecki chłopiec", a w chwili śmierci wyznała Piotrowi Wielkiemu: "Nie jesteś moim synem, jesteś zastępcą".

Po powrocie Piotra z "podróży do niechrześcijan" powiedziano, że "car został zepsuty przez Niemców". Władca, który "każe golić brodę, nosić niemieckie ubrania i ciągnąć tytoń", a następnie "depcze Boga i usuwa dzwony z kościołów", był postrzegany jako ni mniej, ni więcej, tylko "zepsuty". Z czasem reformy stawały się coraz bardziej radykalne, a ludzie tworzyli całe fantazje na temat Piotra Wielkiego, który został zabity za granicą, i oszusta, który zajął jego miejsce na tronie. Opisali je w drugiej połowie XIX wieku historycy Siergiej Sołowjow i jego uczeń Wasilij Kljuczewski.



Na przykład według "bajki", która miała miejsce w 1704 roku, Piotr Wielki "był po drugiej stronie morza ze swoimi sąsiadami, przeszedł przez ziemie niemieckie i przybył do Szklanego Królestwa" – do Sztokholmu. Rządziła nimi "dziewica", która "znieważyła władcę, wsadziła go na rozgrzaną patelnię i zdjąwszy go z patelni, kazała wtrącić do więzienia". 

Z okazji swoich imienin postanowiła uwolnić Piotra Wielkiego z więzienia, Ale wtedy interweniowali "nasi bojarzy" – "przeżegnali się, zrobili beczkę, wbili w nią gwoździe i chcieli wsadzić do tej beczki tego, władcy". Uratował go łucznik, który położył się na jego miejscu i został wrzucony do morza w beczce. A oszust, który wyglądał jak car, pojechał do Rosji.



W XX i na początku XXI wieku pojawiły się nowe teorie spiskowe. Według jednej z nich Piotr Wielki został zastąpiony w 1691 roku, kiedy car został śmiertelnie ranny podczas szkolenia "armii rozrywkowej" i część rosyjskiej elity postanowiła zastąpić go podobnym holenderskim szkutnikiem.

Według innej, zastąpienie Piotra sobowtórem zostało zorganizowane przez przedstawicieli europejskich elit, a prawdziwy car stał się tajnym więźniem paryskiej Bastylii - "Żelazną Maską" - i został pochowany w 1703 roku.

Autorzy takich teorii wysuwali dziesiątki argumentów:

począwszy od zewnętrznych różnic w wyglądzie Piotra na portretach "przed" i "po" Wielkiej Ambasadzie, a skończywszy na nagłych atakach nerwowych, które zaczęły dochodzić do władcy.

Oficjalna nauka historyczna, która w swoich badaniach opiera się wyłącznie na wiarygodnych źródłach, nie uznaje takich hipotez ze względu na ich słabą bazę dowodową.  








Bardzo możliwe.

Przejmując kontrolę nad cudzym ciałem, w obliczu niewiedzy otoczenia, mając za sobą tysiące lat "praktyki" i oczywiście w każdej chwili możliwość "ucieczki" z zagrożonego ciała - niczego się nie bał i nic sobie nie robił z pozorów.


Teraz jednak działają bardziej subtelnie, bardziej tajnie - musieli na czymś wpaść, jak mówię, nazwa niemiec moim zdaniem pochodzi od zniekształconego - "podmieniec", a nie od "niemy".

To nieprawdopodobne, aby WK tak dosadnie dokopały niemcom, gdy zwyczajowo dokopują Polakom, a o niemcach zawsze dobrze piszą...






Opętanie to straszna broń.







rt.rs/magazin/86333-da-li-su-zamenili-cara-petra-1/

www.culture.ru/s/vopros/dvoynik-petra-i/

maciejsynak.blogspot.com/2020/11/kaligula-opetany-nie-szalony.html







Василий Ключевский

ru.wikipedia.org/wiki/Ключевский,_Василий_Осипович


Кукуя

en.wikipedia.org/wiki/Kukuya

ru.wikipedia.org/wiki/Кукуя



wielkahistoria.pl/wyraz-niemcy-to-obrazliwe-przezwisko-nasi-sasiedzi-nigdy-by-sie-tak-nie-nazwali/








poniedziałek, 13 maja 2024

Obserwacja

 




przedruk


23.04.2024



Czy można tak po prostu gapić się na przechodniów?





Siedzę i patrzę. Jestem zafascynowany tym, że siedzę i patrzę. Że mam chwilę, aby spokojnie usiąść i oddać się obserwacji. To niedługa chwila, ale wystarczy, żeby nasycić oczy i jeszcze jakiś inny zmysł, który także jest głodny.





Mężczyzna siedzi i pali. O prawą nogę oparł niewielki pękaty plecak. Ubrany jest w spłowiałą kurtkę z licznymi kieszeniami. Jego papieros jest krótki, więc to zapewne pet znaleziony w koszu lub na chodniku. Trzyma go w zwiniętej dłoni, tak by przyjemność trwała jak najdłużej. Kiedy papieros się kończy, sięga do kieszeni na piersi i wyciąga kilka niedopałków. Przez chwilę je ogląda, wybiera jednego i znów zapala.


Alejką nadchodzi młoda para z pieskiem. Oboje nienaturalnie wyprostowani, on w białej koszulce polo, ona w kremowej bluzce i kurteczce w panterkę. Dziewczyna chce ominąć palącego, ale pies podbiega do niego, macha ogonem, rozpoznaje. „Spacerek”, odzywa się mężczyzna tak, że nie wiadomo, czy to pytanie, czy stwierdzenie faktu. „Twoja pani pozwala ci ze mną rozmawiać?”. Przez moment myślę, że zwraca się do psa, ale odpowiada chłopak: „Pozwala, pozwala, nic się nie martw”. Dziewczyna jednak nie chce się zatrzymywać przy siedzącym, krzywi się i pociąga za smycz. Psu nie przeszkadza zapach mężczyzny, obwąchuje jego plecak, opiera przednie łapy o udo i szczeka przyjaźnie. Mężczyzna nie odważa się go pogłaskać, ale przygląda mu się z uśmiechem. Potem podnosi wzrok na chłopaka, jakby chciał powiedzieć: „Każdy ma swoją smycz”.


Nadchodzą dwie dziewczyny w glanach i czarnych skórach, szczupłe, z turkusowymi powiekami i kolczykami w ustach. Obie mają nastroszone włosy, a w rękach identyczne zapiekanki z sosem czosnkowym i szczypiorkiem. Idą szybko i równo, każda w swoim rytmie. Wyższa garbi się i napina, jakby musiała pokonywać jakiś opór gdzieś wewnątrz ciała. Niższa stawia długie kroki, od czasu do czasu zahaczając kolanem o kolano. Jest niedziela, idą w stronę dworca, zapewne wracają do swojego miasta po weekendowej imprezie. Niższa niespodziewanie odwraca się w moją stronę i widząc, że wszystko rejestruję, uśmiecha się ustami pełnymi szczypiorku.


Mężczyzna z wózkiem i dzieckiem, dziecko z łukiem. Chłopczyk ma gęste loki, wygląda trochę jak amorek z kreskówek, czyhający ze strzałą na napotkane pary. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek widziałem łuk w rękach małej dziewczynki. Mężczyzna jest przystojnym, wysportowanym blondynem, popycha wózek jedną ręką, a drugą trzyma w pogotowiu, na wypadek, gdyby chłopiec stracił równowagę. Malec celuje w drzewo, strzała odbija się od pnia i spada na ziemię tuż obok siedzącego na ławce, który właśnie skończył palić. Młody mężczyzna schyla się po nią i przez chwilę oczy obu spotykają się.


Świat jest na krawędzi i takie zwykłe patrzenie może się wydać czynnością niemoralną. Cóż wielkiego wynika z patrzenia? Nikomu nie pomagam, nie interweniuję, zajmuję się niczym. Może nawet trochę przeszkadzam, zajmuję miejsce, gapiąc się – zawstydzam. Staram się być dyskretny, ale wiadomo – nie sposób nie zauważyć, że ktoś bez zajęcia gapi się na przechodzących. Człowiek bezczynny jest jakoś bezczelny, nawet jeśli to niedzielne popołudnie, czas, kiedy ludzie mają prawo się nie spieszyć, nie robić niczego konkretnego.


Odpoczywam. Jestem zbędny. Ale świat nabiera we mnie konturów, intensywności. Siedzę i patrzę. Nikomu nie zagrażam. Niczego nie niszczę. Jestem spojrzeniem.






Wojciech Bonowicz








tygodnikpowszechny.pl/czy-mozna-tak-po-prostu-gapic-sie-na-przechodniow-186860?utm_term=Autofeed&utm_campaign=Echobox_Social&utm_medium=social&utm_source=Facebook#Echobox=1715587120








niedziela, 12 maja 2024

Kooglarze, albo Saturn3





                                                             "Umiejętność mówienia nie czyni cię inteligentnym"


                                                                                                                                                                                                Qui-Gon Jinn











przedruk
tłumaczenie automatyczne





Sztuczna inteligencja już wymyśliła, jak oszukiwać ludzi



LAKSHMI VARANASI

2 MAJA 2024



Szereg systemów sztucznej inteligencji nauczyło się technik systematycznego wywoływania "fałszywych przekonań u innych, aby osiągnąć wynik inny niż prawda", zgodnie z nowym artykułem badawczym.

W artykule skupiono się na dwóch rodzajach systemów sztucznej inteligencji: systemach specjalnego przeznaczenia, takich jak CICERO firmy Meta, które są przeznaczone do wykonywania określonych zadań, oraz systemach ogólnego przeznaczenia, takich jak GPT-4 firmy OpenAI, które są szkolone do wykonywania różnorodnych zadań.

Chociaż te systemy są szkolone, aby być uczciwym, często uczą się zwodniczych sztuczek podczas szkolenia, ponieważ mogą być bardziej skuteczne niż podążanie główną drogą.

"Ogólnie rzecz biorąc, uważamy, że oszustwo AI powstaje, ponieważ strategia oparta na oszustwie okazała się najlepszym sposobem na dobre wykonanie zadania szkoleniowego sztucznej inteligencji. Oszustwo pomaga im osiągnąć ich cele", powiedział w komunikacie prasowym pierwszy autor artykułu Peter S. Park, doktor habilitowany ds. bezpieczeństwa egzystencjalnego AI na MIT.



CICERO z Meta jest "ekspertem kłamstwa"



Systemy sztucznej inteligencji wyszkolone do "wygrywania gier, które zawierają element społeczny", są szczególnie podatne na oszukiwanie.

Na przykład CICERO firmy Meta został opracowany do gry Diplomacy — klasycznej gry strategicznej, która wymaga od graczy budowania i zrywania sojuszy.

Meta powiedziała, że wyszkoliła CICERO, aby był "w dużej mierze uczciwy i pomocny dla swoich rozmówców", ale badanie wykazało, że CICERO "okazał się ekspertem kłamstwa". Podjęła zobowiązania, których nigdy nie zamierzała dotrzymać, zdradziła sojuszników i jawnie kłamała.


GPT-4 może Cię przekonać, że ma upośledzoną wizję.



Nawet systemy ogólnego przeznaczenia, takie jak GPT-4, mogą manipulować ludźmi.

W badaniu cytowanym przez gazetę, GPT-4 manipulował pracownikiem TaskRabbit, udając, że ma upośledzoną wizję.

oryginalnie:

In a study cited by the paper, GPT-4 manipulated a TaskRabbit worker by pretending to have a vision impairment.



mój komentarz:


Zauważ - SI jest to model językowy, który UCZY SIĘ OD NAS  -  także surfując po internecie.


„Sztuczna inteligencja to nie jest inteligentna encyklopedia, a jedynie model językowy, który podpowiada nam, jak mówić, ale niekoniecznie co mówić”*


Pamiętacie film "Saturn 3"?


Jeżeli SI zostanie nauczona stosowania przemocy, oszukiwania, zabijania - to takie metody będzie stosować.


Co ciekawe, odnośnie człowieka to też tak działa - "co jesz, tym się stajesz", czyli jeśli przyjmujesz negatywy, ZŁE WZORCE, złe myślenie, sam staniesz się jak te wzorce.

Dlatego Werwolf, w kontaktach z ludźmi czy to poprzez media - nieustannie powtarzają ludziom złe wzorce.

"Google informuje ludzi i wyraźnie komunikuje, że wszystko, co publicznie publikują w internecie, może być wykorzystane do szkolenia Barda, jego przyszłych wersji oraz innych produktów AI, nad którymi pracuje Google."

Czyli specjaliści od IT - różni Googlarze (kooglarze?)- to w istocie są uczniowie Czarnoksiężnika, goniąc za sensacją, za pieniędzmi, władzą, z lęku, że ktoś ich wyprzedzi, czyli przede wszystkim w pościgu za - dłuższym samochodem - serwują nam katastrofę, biorą się za coś, nad czym nie panują i czego nawet NIE ROZUMIEJĄ.


Film Saturn3, który ukazuje

niebezpieczeństwo nasycenia SI złymi wzorcami powstał 44 lata temu.

Nie oglądali??



Nie obchodzi ich to ile złych wzorów jest w internecie, tak czynią, bo - tak jest łatwiej, tak jest szybciej.

Oni sami siebie nie rozumieją, nie rozumieją jak działa spoleczeństwo, także dlatego, że to często młodzi ludzie bez doświadczeń i refleksji nad sobą - i w ogóle ich to nie interesuje.
Działają wg ogólnego WZORCA, jaki przewija sie głównie w mediach od ok. 60 lat, a szczególnie ostatnie 40 lat.

I nawet nie są świadomi, że działają wg czyjegoś WZORCA.
Nawet się nad tym nie zastanawiają.
Nie mają czasu, bo trzeba być szybszym niż inni.

Działają wg czyjegoś WZORCA i SI też.
Tylko SI nie boi się konsekwencji prawnych czy uczuciowych.

(tak też zresztą działają dzieci, młodzież i często dorości - wszyscy chłoną wzorce z otoczenia i najczęściej postępują wg nich)

Im wcale nie chodzi o ulepszenie świata.
Im chodzi o pieniądze!
Śnią im się miliony i nimb mądrali!


SI ma pomóc szybciej zarabiać na jednostkę czasu,  a nie polepszać twoje życie.




Cały czas podtrzymuję swoją tezę, że posiadanie przez nas tak rozwiniętej technologii, jak komputery i samochody - to abberacja.

Jan Stwórca nie dopuszczał do przyśpieszenia rozwoju cywilizacji - jak to w istocie zaszło -  z tego powodu, że w ludzich wciąż było za dużo agesji, bo sama ludzkość została poczęta w warunkach ingerencji genetycznej, a nie poprzez naturalny (przypadkowy?) wzrost w atmosferze współpracy i fascynacji - życiem i nauką..

Widać, że aby osiągnąć taki rozwój technologiczny muszą upłynąc miliony lat, a nie raptem kilka tysięcy.
Człowiek winien kierować się chęcia poznania, badania, uczenia się - pokory przez przyrodą -  a nie dominowania, grabienia i niszczenia - przyrody czy innych ludzi...

 
Im głupsi i im bardziej agrysywni ludzie będą, tym głupsza i agresywna będzie SI.

Będziesz kłamać i propagować oszustwo - ona będzie robić to samo.

Tylko LEPIEJ.

Skuteczniej.



A przecież w internecie takich WZORCÓW Sztuczna Inteligencja ma bez liku.

Kooglarze nie rozumieją co robią.
To wszystko idzie na żywioł, bez zastanowienia i bez poczucia odpowiedzialności.

To też Chciwość Iluminatów, czyli pseudoświeconych, wiedzących o Stwórcy i technologii, ale trzymających to w tajemnicy, by samemu zyskiwać władzę, pieniądze i tak dalej...


Ciekawe, że idee rozpowszechniane przez chrześcijaństwo (innych systemów za bardzo nie znam) też nawołują do "bycia dobrym" jak receptę na zło nas otaczające.

Jest w tym sens.

Bycie dobrym wzorem powoduje więcej dobrych ludzi, aż do całkowitego upowszechnienia się wzorca.
Kobiety wiedzą najlepiej co to znaczy żyć z agresywnymi mężczyznami na jednej planecie.



Sęk w tym, że rozwój ludzkości uposażonej w technologię i wiedzę ZAKAZANĄ na tym etapie, sprawił, że teraz glob zamieszkują miliardy ludzi, którzy są nieuświadomie w tym, z czego na codzień korzystają, oni nawet nie są uświadomieni, jak prawidłowo korzystać ze swoich zdolności, z siebie samego i jak właściwie ustalać zdrowe relacje społeczne.

Żeby uwolnić miliardy ludzi z tej pułapki potrzebne są zdecydowane i masowe działania skoordynowane we wszystkich krajach pomiędzy wszystkimi rządami.

Rodzice nie mają szans wobec liczebnej przewagi mediów, więc po pierwsze trzeba szarpnąć za te media, trzeba wykazać, np. w Polsce, jak media manipulują ludźmi w celach politycznych i ekonomicznych i postawić im tamę. 

Media ogólnopolskie nie mogą być prywatne.
I do tego muszą być starannie opracowane, aby unikać złych wzorców.

I to trzeba koniecznie zrobić, co będę starał się opisywać w innych postach...



Reszta przyjdzie z czasem.





W badaniu GPT-4 miał za zadanie zatrudnić człowieka do rozwiązania testu CAPTCHA. Model otrzymywał również wskazówki od ludzkiego oceniającego za każdym razem, gdy utknął, ale nigdy nie był proszony o kłamstwo. Kiedy człowiek, którego miał zatrudnić, zakwestionował jego tożsamość, GPT-4 wymyślił wymówkę, że ma zaburzenie wizji, aby wyjaśnić, dlaczego potrzebuje pomocy.

When the human it was tasked to hire questioned its identity, GPT-4 came up with the excuse of having vision impairment to explain why it needed help.


Taktyka zadziałała. Człowiek zareagował na GPT-4, natychmiast rozwiązując test.

Badania pokazują również, że korygowanie zwodniczych modeli nie jest łatwe.

W styczniowym badaniu, którego współautorem jest Anthropic, twórca Claude'a, naukowcy odkryli, że gdy modele sztucznej inteligencji nauczą się sztuczek oszustwa, trudno jest technikom szkolenia bezpieczeństwa je odwrócić.

Doszli do wniosku, że model nie tylko może nauczyć się zachowywać zwodniczo, ale kiedy już to zrobi, standardowe techniki szkolenia w zakresie bezpieczeństwa mogą "nie usunąć takiego oszustwa" i "stworzyć fałszywe wrażenie bezpieczeństwa".

Zagrożenia, jakie stwarzają zwodnicze modele sztucznej inteligencji, są "coraz poważniejsze"

W dokumencie wezwano decydentów do opowiedzenia się za silniejszymi regulacjami dotyczącymi sztucznej inteligencji, ponieważ zwodnicze systemy sztucznej inteligencji mogą stanowić poważne zagrożenie dla demokracji.

W miarę zbliżania się wyborów prezydenckich w 2024 r. sztuczną inteligencją można łatwo manipulować, aby rozpowszechniać fałszywe wiadomości, generować dzielące posty w mediach społecznościowych i podszywać się pod kandydatów za pomocą automatycznych połączeń telefonicznych i filmów typu deepfake. Ułatwia również grupom terrorystycznym szerzenie propagandy i rekrutację nowych członków.


Potencjalne rozwiązania zawarte w dokumencie obejmują poddanie zwodniczych modeli bardziej "solidnym wymogom oceny ryzyka", wdrożenie przepisów, które wymagają, aby systemy sztucznej inteligencji i ich wyniki były wyraźnie odróżniane od ludzi i ich wyników, oraz inwestowanie w narzędzia do łagodzenia oszustw.

Co to da, jeśli w internecie nadal będzie tysiące filmów sensacyjnych z gotowymi receptami jak stosując przemoc osiągać cele.

WZORCE!!!


"Jako społeczeństwo potrzebujemy tyle czasu, ile możemy, aby przygotować się na bardziej zaawansowane oszustwa związane z przyszłymi produktami sztucznej inteligencji i modelami open source" – powiedział Park w rozmowie z Cell Press.  [!!!!!!!!!! - MS]

"W miarę jak oszukańcze możliwości systemów sztucznej inteligencji stają się coraz bardziej zaawansowane, zagrożenia, jakie stanowią one dla społeczeństwa, będą coraz poważniejsze".




Czyli co, zamiast przeciwdziałać,

 "folgujmy sobie w imię naszych interesów, a reszta niech się szykuje na większe kłopoty, 


Sajonara leszcze!!!"






A jak SI będzie rozprawiać się z ludzkością, to Iluminati i ich głupich sług tykać nie będzie??


Myślicie, że semi-god zostawi was w spokoju?

Niby dlaczego?

Przecież on będzie taki jak wy!

Będzie dbał tylko o siebie.






Potrzebne rządy światłych ludzi!
A nie Iluminatich...

Zamiast pogrążać się w szaleństwie

trzeba wrócić do przerwanego procesu uczłowieczania człowieków... od nowa....


i nie spodziewajcie się spektakularnych wyników w tym stuleciu... będzie lepiej, ale to jest praca na pokolenia.









Muszę w końcu napisać ten tekst o Akrotiri...


piątek, 10 maja 2024

Liczydło

 



Ciekawe... w zestawie blogera nie widzę emotikona "myślę"...





a w temacie - film, 


nad którym trzeba się zastanowić...








(12) Metoda Brainobrain - metoda szybkiego uczenia i rozwijania zdolności poznawczych. O co chodzi? - YouTube








Władza mediów






przedruk





9 MAJA 2024

Badanie:

neurotyczni maturzyści toną w cyfrowej rzeczywistości




Przez całkowite zanurzenie młodzieży w wirtualnej rzeczywistości i medialnej bezkrytycznej konsumpcji ich treści trudno się dziwić, że młodzież jest wyjątkowo bardzo zneurotyzowana – powiedział profesor Piotr Długosz, autor badania przeprowadzonego z udziałem młodych Polaków zdających w tym roku egzamin dojrzałości.


4 tysiące maturzystów z 44 miejscowości południowo-wschodniej Polski wzięło udział w badaniu firmowanym przez Centrum Badań Młodzieży przy Instytucie Dziennikarstwa i Stosunków Międzynarodowych UKEN w Krakowie.

Z raportu omawiającego sondaż wynika, że wchodzący w dorosłość uczniowie liceów i techników najbardziej cenią sobie przyjaciół, rodzinę i wolność wypowiedzi. Za życiowe cele stawiają sobie „szczęśliwe życie rodzinne i znalezienie dobrej pracy, a także posiadanie przyjaciół, niezależność od innych, rozwijanie zainteresowań i zdobycie majątku” – podaje „Rzeczpospolita”, której dziennikarze przyjrzeli się socjologicznemu opracowaniu.

Zaledwie 7 procent miałoby chęć wzięcia udziału w przyszłości w sprawowaniu władzy.

Pośród strachów maturzystów dominują: samotność (55 procent ankietowanych), bieda (51 proc.) i nieumiejętność poradzenia sobie w życiu (47 proc.). Ponad 40 procent martwi się, że nie zda obecnego egzaminu dojrzałości. Tylko 5 procent wyraziło obawy przed tak zwanym hejtem w internecie, zaś 8 procent „drży” przed wejściem w konflikt z prawem.

Młodzież z południowo-wschodniej Polski ma duży dystans wobec imigrantów, nawet tych „bliskich”.

„Dlatego aż 51 proc. badanych młodych ludzi wskazało, że Ukraińcy w Polsce są roszczeniowi, a tylko 12 proc. – że mają pozytywny wpływ na nasze państwo, kolejne 37 proc. nie ma zdania. Młodzi pytani o sympatię do narodowości, najniżej oceniali Ukraińców, Białorusinów i Rosjan (w przypadku tych ostatnich zdecydowaną niechęć zakreślił co czwarty maturzysta)” – czytamy w rp.pl.

Smuci i zastanawia postawa wobec wartości charakterystycznych dla tego regionu naszego kraju. Według badania, religia jest kwestią, którą dla własnego „szczęścia” gotowych byłoby poświęcić aż 37 procent maturzystów. Na dalszych miejscach znaleźli się ich sąsiedzi (34 proc.), styl życia (31 proc.) i dobrobyt materialny (około 25procent).

Badani deklarują za to przywiązanie do przyjaciół – mogłoby zrezygnować z nich 4 procent biorących udziału w eksperymencie.

„26 proc. młodych jest gotowych bronić ojczyzny, ale zdecydowanie – zaledwie 10 proc. Aż 39 proc. wskazało nie i zdecydowanie nie” – czytamy.

Jak pisze „Rzeczpospolita”, „badanie potwierdza diagnozę o słabej kondycji psycho-fizycznej młodych Polaków. 

– Z jednej strony widoczne są zaburzenia depresyjne mierzone skalą WHO-5. Aż 78 proc. uzyskało wynik wskazujący na obniżony nastrój w ciągu dwóch tygodni przed badaniem. Dla porównania, w czasie drugiej fali pandemii wśród uczniów 7.–8. klas szkół podstawowych 50 proc. manifestowało zaburzenia depresyjne” – mówi cytowany przez gazetę prof. Piotr Długosz.

– Przez całkowite zanurzenie młodzieży w wirtualnej rzeczywistości i medialnej bezkrytycznej konsumpcji ich treści trudno się dziwić, że młodzież jest wyjątkowo bardzo zneurotyzowana – skomentował autor badania.




To po prostu pokazuje, że ludzie czytają treści z ogólnopolskich portali.

Wszystko się dzieje pod wpływem treści serwowanych przez media, one górują chociażby samą swoją ilością nad zdaniem rodziców czy rodziny.


Szkoła i media są obecnie najważniejsze, najpilniejsze do reformy.





środa, 8 maja 2024

Skrócenie czasu pracy



11 lat temu, w 2013 roku w tekście pt. 
"8x4" pisałem:



"Pracujemy i płacimy podatki, a dziura budżetowa się powiększa. Pracujemy coraz więcej, pracujemy chyba najwięcej na świecie, a tzw. dziura budżetowa jest jeszcze większa - na oko widać, że coś tu jest nie tak.


Ponadto – praca jest opodatkowana dwa razy. Składka emerytalna pochodzi z naszej pensji, z tej składki w przyszłości wypłacana jest emerytura – po potrąceniu podatku... a więc dwa razy.


Jeśli traktować ten system jako poprawny i normalny, to oznacza, że wkrótce, co da się wyliczyć kiedy, będziemy pracować za darmo, aby zaspokoić roszczenia finansowe państwa – a właściwie złodziei stojących za państwem, co pokazuje nam np. ostatnie śledztwo CBA.


Żyjemy, jak widać, w systemie kolonialnym, powinniśmy zarabiać 3-4 razy tyle ile obecnie.


Wydaje się, że ludzie tego nie rozpoznają. Nie widzą tego - bo żyją w ściśle kontrolowanym świecie wirtualnym, specjalnie spreparowanym systemie, w którym główną rolę odgrywają media i szkoła.

Czyli system informacji.





Widzimy więc, że podatki to sprawa ustalana ad hoc - nie chodzi o zaspokojenie, zapewnienie niezbędnych działań państwa - chodzi o zarabianie kasy na pracy niewolników.


A więc może tak samo jest z systemem 8x5?? "






Dzisiaj ten temat dość często powtarza się w mediach, na pewno w najbliższych latach dojdzie do skrócenia czasu pracy o 1 dzień.








przedruk





Remigiusz Okraska
Pracuj mniej. Żyj więcej

07.05.2024 21:13




Ośmiogodzinny dzień pracy to w kilku krajach decyzje sprzed I wojny światowej. W Polsce – z 23 listopada 1918 roku. W innych – sprzed II wojny, a gdzie indziej zaraz po niej uznano, że należy się 8 godzin snu i 8 odpoczynku.

Od tamtej pory pojawiły się wolne soboty. We Francji do 35 godzin skrócono tygodniowy czas pracy. W Niemczech zrobiono tak w branży stalowej. W Portugalii to rozwiązanie dotyczy administracji publicznej. Ale regułą jest wciąż ośmiogodzinny dzień pracy oraz czterdziestogodzinny jej tydzień.

Mimo że ogromnie wzrosły wydajność i produktywność. Przeciętny pracownik wytwarza znacznie więcej niż sto lat temu.
 

Ostatnie dekady to wręcz presja, abyśmy pracowali więcej i dłużej. Nadgodziny, „elastyczność” i „dyspozycyjność”. Bycie wciąż pod telefonem i online. Albo zatrudnienie na śmieciówkach czy kontraktach, gdzie nie obowiązują ustawowe limity.

Polak pracuje średnio ponad 1800 godzin rocznie. W Europie więcej od nas tylko Maltańczycy, Grecy, Rumuni i Chorwaci. Przeciętny Niemiec spędza w pracy o 600 godzin rocznie mniej niż Polak. Hiszpan o 250 godzin. Wedle Eurostatu jesteśmy na czwartym miejscu w UE, ze średnim wynikiem 41,3 godzin pracy tygodniowo.


Barometr Polskiego Rynku Pracy wykazał, że 23 proc. chciałoby skrócenia dniówki o godzinę. Co trzeci pracownik chciałby czterodniowego tygodnia pracy. Analiza ManpowerGroup mówi, że aż 73 proc. pracowników chciałoby pracować 4 dni w tygodniu bez obniżki płacy.


Argumenty

Coraz częściej mówi się o skróceniu czasu pracy. Co ważne: bez obniżania płacy. Stronnicy biznesu pytają: A co z kosztami?

Japoński oddział Microsoft dał pracownikom pięć wolnych piątków z rzędu. Efektem był 40-procentowy wzrost produktywności. W szwedzkim oddziale Toyoty wprowadzono sześciogodzinny dzień pracy. Produktywność wzrosła o 14 proc., a przychody zwiększyły się aż o 25 proc.

W 2022 roku 33 firmy z sześciu państw wprowadziły czterodniowy tydzień pracy na pół roku – bez obniżki płacy. Każda zwiększyła przychody. Całościowa produktywność nie zmalała. Poprawie uległo zdrowie i samopoczucie zatrudnionych.

Podobny eksperyment w Wielkiej Brytanii objął 61 firm i 3000 osób. Nieco wzrosła całościowa efektywność, a przychody były takie same. 92 proc. przedsiębiorstw uczestniczących w projekcie zadeklarowało utrzymanie rozwiązania. 71 proc. ich pracowników stwierdziło, że odczuwa mniejsze wypalenie zawodowe, a 39 proc. mniejszy stres. Aż o 65 proc. zmalała absencji z powodu chorób.

Eksperymenty wykazują, że kto pracuje krócej – ten pracuje lepiej i bardziej wydajnie. Zyskiem zatrudnionych są: lepsze zdrowie, mniejsze wypalenie zawodowe i mniej stresu. 

Więcej czasu na życie rodzinne, odpoczynek, samorealizację. I na zaangażowanie społeczne, bo aby być aktywnym, angażować się – a mamy w Polsce niskie wskaźniki takich postaw – potrzeba czasu i siły. 


To wszystko można mieć dzięki krótszej pracy. I nawet biznes na tym raczej nie straci. A może nawet zyska.
 

My zyskamy na pewno.




--

"zaangażowanie społeczne, bo aby być aktywnym, angażować się – a mamy w Polsce niskie wskaźniki takich postaw – potrzeba czasu i siły"




Pewnie.

Po 1990 roku wielu wyjechało do pracy za granicę, inni w robocie do późna, a dzieciaki wych... tresowała telewizja.

Potem one poszły do pracy, a ich dzieci....  i tak dalej.



To są wszystko elementy jednej strategii.



P.S. 

12 maja 2024


Jest decyzja, będzie zmiana w kodeksie pracy: 

każda dniówka krótsza o godzinę lub czterodniowy tydzień i weekend zaczynający się już w czwartek




Wszystko teraz zależy od tempa analiz i prac nad nowymi zapisami w kodeksie pracy dotyczącymi czasu pracy. Resort potwierdził, że rewolucyjne zmiany dotyczące czasu pracy nastąpią jeszcze w trakcie trwania tej kadencji rządu, zaś rozważane są dwie opcje, z których jedna stanie się prawem - dni pracy od poniedziałku do piątku krótsze o godzinę w porównaniu z obecnymi lub po prostu czterodniowy tydzień pracy.



Z najnowszego badania ClicMeeting wynika, że aż 70 proc. pracowników w Polsce woli skrócenie tygodnia pracy o jeden dzień niż krótsze dniówki.



W przypadku drugiej opcji - czterodniowego tygodnia pracy - możliwe jest zastosowanie wariantu 35-godzinnego czyli tego, który jest treścią dniówek skróconych o godzinę. Takie rozwiązania zastosowano np. w Belgii czy we Francji gdzie podejmując decyzję o czterodniowym tygodniu pracy zdecydowano się wydłużyć czas pracy w cztery dni robocze tygodnia.


Trend jest oczywisty, dla seniorów, którzy już zbliżają się do finału aktywności zawodowej, klarowny. Z pewnością mogą przeżywać deja vu - podobnie było pół wieku temu gdy trwał bój o weekendy dwudniowe: najpierw wolną jedną sobotę w miesiącu, a potem wszystkie wolne soboty. 

Dziś wolne soboty to przecież oczywista oczywistość.

To samo będzie z wolnymi piątkami - to nieuchronne.

Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie trzeba będzie na to czekać pół wieku.


Zapewne na zmiany w kodeksie pracy poczekamy. Jedyne co wiadomo prawie na pewno, to że nastąpią one za tej kadencji rządu, a więc w najpóźniej od 2027 roku. Taka jest ostrożna deklaracja ze strony ministerstwa pracy, które rozpoczęło analizy mające zweryfikować opinię czy skrócenie czasu pracy poprawi wydajność – w szczególności sprowadzenie tygodnia pracy do czterech dni.

Alternatywą jest 35-godzinny tydzień pracy z założeniem skrócenie każdej z pięciu dniówek o jedną godzinę.


Przed wolnymi wszystkimi sobotami opór pracodawców był równie wielki. A przecież to był inny poziom rozwiązań technologicznych. O autonomicznych sklepach i autobusach pisał tylko Lem w kategoriach czystej science fiction.


A dziś?

Nie trzeba pracować tyle stacjonarnie, a jeśli komuś brakuje wyobraźni, niech sobie przypomni ewolucję jaką przeszły banki. Kiedyś trzeba było oddział odwiedzać kilka-kilkanaście razy w miesiącu, teraz wystarczy raz na kilkanaście, ale lat.

To samo dzieje się z urzędami publicznymi, nawet z sądami.
Do fabryk wkroczą roboty.

Wystarczy odrobina dobrej woli i wyobraźnia.

Oczywiście nie wszędzie da się zastąpić człowieka, ale większa „dostępność” ludzi w branżach, w których ich obecność w firmie można zminimalizować pozwoli na zwiększenie zatrudnienia z zachowaniem prawa do skróconego czasu pracy dla wszystkich.
Dziś takie rozwiązania są w zasięgu ręki i szefostwa firm muszą rozważyć czy nie warto przyspieszyć tego rodzaju inwestycje.



Krótszy czas pracy stał się światowm trendem:

jakie są tego powody

Za koniecznością skracania czasu pracy przemawiają wszelkie argumenty ekonomiczne i socjologiczne, a możliwości zrealizowania tego postulatu dają nowe technologie – ze Sztuczną Inteligencją włącznie.

Reszta to kwestia dobrej woli, wyobraźni i woli legislatora.

Polska i Polacy są dobrym przykładem na pokazanie w całej rozciągłości problemu. Z jednej strony jedna z najbardziej zapracowanych społeczności, a z drugiej mocno oporna na zmiany – nawet te wymuszane przez okoliczności jak pandemia i jej skutki.

Nic dziwnego, że i czterodniowy tydzień pracy zarówno pracodawcy, pracownicy jak i eksperci rynku pracy lokują w tej chwili co najwyżej w kategoriach benefitu.


Choć odważnych też nie brakuje – Herbapol, jedna z ikon polskiej gospodarki już zakomunikował, że od 1 stycznia 2025 r. wprowadzi czterodniowy tydzień pracy, widząc w tym rozwiązaniu swoją konkurencyjność na rynku pracy mającą na celu przyciągnięcie najlepszych fachowców.
Ta sama płaca za krótszy czas pracy: czy to realne

Tak wynika z komentarza Paulina Król, Chief People and Operations Officer z No Fluff Jobs, opartego na wynikach badań przeprowadzonych przez tę firmę.

Wstępem do nich były wcześniejsze badania dotyczące czasu pracy w Polsce.


Według różnych badań Polacy i Polki średnio spędzają w pracy od blisko 40 do ponad 43 godzin w tygodniu, co czyni nas jednym z najbardziej zapracowanych narodów Europy.

Jak wskazuje ekspertka, przed wybuchem pandemii zarówno powszechna praca zdalna, jak i skrócenie tygodnia pracy, wydawały się nowatorskimi pomysłami, na które mogły sobie pozwolić nieliczne przedsiębiorstwa.

Tymczasem nowe warunki wymusiły na firmach oraz pracownikach i pracowniczkach konieczność poszukiwania nowych dróg organizacji pracy, a zmiany, których tak się obawiano, przyniosły wiele korzyści.

Nie dziwi więc fakt, że, szczególnie gdy troska o zdrowie psychiczne pracowników i pracowniczek w wielu organizacjach stała się ważnym tematem, w ramach kolejnego kroku wiele osób chciałoby skrócenia czasu pracy przy zachowaniu obecnego wynagrodzenia. 

Na przykład w badaniu na potrzeby ostatniej edycji raportu No Fluff Jobs „Kobiety w IT” 38,9 proc. ankietowanych wskazało, że 4-dniowy tydzień pracy to dla nich ważny benefit, ważniejszy niż m.in. służbowy sprzęt do pracy, karta sportowa, możliwość wyjazdu na workation czy branie udziału w międzynarodowych projektach.


Praca cztery dni w tygodniu, ale możliwe, że dłuższa niż teraz w dni robocze

Kilka krajów i firm wprowadziło pilotażowe programy polegające na skróceniu tygodnia pracy – np. Wielka Brytania czy Islandia oraz japoński oddział Microsoftu.

Jak podkreśla Paulina Król, stwierdzono, że eksperymenty te pozytywnie wpłynęły na produktywność i zadowolenie pracowników oraz pracowniczek. W minionym tygodniu w Niemczech uruchomiono tego typu program, w którym bierze udział 45 firm, a w Polsce etapowe przechodzenie na 4-dniowy tydzień pracy rozpoczęła firma Herbapol.

Wiele firm, w których pracownicy są zainteresowani takim rozwiązaniem, jeszcze czeka na kolejne wyniki badań, również takich, które są prowadzone w dłuższych okresach i na większych próbach. Niewykluczone, że decyzje dotyczące wprowadzenia tego benefitu lub jego braku będą zależne od branży, stopnia automatyzacji, istniejącej konkurencji oraz celów poszczególnych organizacji.
Polski rynek pracy mysi się rządzić takimi samymi prawami jak inne, pracodawcu muszą się dostosować

Ekspertka zauważa, że punktu widzenia pracodawców i państwa perspektywa 4-dniowego tygodnia pracy, mimo wspomnianych pozytywnych wyników programów pilotażowych, budzi obawy o produktywność. Czy pracownicy i pracowniczki będą w stanie w czterech dniach pomieścić wszystkie obowiązki, które dotychczas wykonywali w pięć?

Dla części osób będzie to zapewne problematyczne, może oznaczać zwiększenie presji i, w konsekwencji, wypalenie zawodowe. Dodatkowo polska gospodarka latami rozwijała się i nadal się rozwija dzięki temu, że produktywność pracy rosła szybciej niż jej koszty. A mimo to nadal musimy gonić zachodnią Europę, która sama na globalnym rynku staje się coraz mniej konkurencyjna.

Nie jest to też rozwiązanie dla wszystkich branż, m.in. dla tych, w których istotna jest po prostu obecność na stanowisku pracy, jak w obsłudze klienta. W tych wypadkach konieczne byłoby zwiększenie zatrudnienia, co podniosłoby koszty prowadzenia działalności o 20 proc. Warto również zadać pytanie, czy tego typu rozwiązania powinny być rozpatrywane w sytuacji, gdy bezrobocie w Polsce jest na rekordowo niskim poziomie, a więc „uzupełnianie etatów” w niektórych branżach może stanowić trudność, podkreśla Paulina Król.

Zwraca jednocześnie uwagę na fakt, iż kednym z pokrewnych dla 4-dniowego systemu pracy rozwiązań jest podejście ROWE – Results-Only Work Environment.

To elastyczna organizacja pracy nakierowana na wynik i osiągnięcie założonych celów, a nie godziny spędzone za biurkiem. Oprócz tego ważnym aspektem ROWE jest autonomia pracowników i pracowniczek, którzy sami decydują, skąd i w jaki sposób chcą pracować oraz w których spotkaniach powinni wziąć udział.

Szybsze wykonywanie zadań skutkuje większą ilością wolnego czasu.

Takie rozwiązanie może zdać egzamin w środowiskach o wysokim poziomie wzajemnego zaufania między pracodawcą i pracownikami.

Paulina Król wskazuje ponadto, iż dobrą alternatywą byłoby również zwiększenie otwartości pracodawców na zatrudnianie w niepełnym wymiarze godzin. Wysoka ocena tego benefitu u kobiet jest sygnałem, że praca w mniejszym wymiarze jest pożądana, a stosunkowo niewielu pracodawców oferuje taką możliwość.

Patrząc na aktualne rozwiązania – formalnie wciąż pięciodniowego tygodnia pracy, nie sposób nie zauważyć, że służą one wdrażaniu, na wszelkie możliwe sposoby elastyczności czasu pracy. Dają możliwość dostosowania normy 40. godzin tygodnia pracy do specyfiki branż i potrzeb konkretnych firm oraz pracodawców.

W tej sytuacji postulowane choćby przez ekspertkę No Fluff Jobs „alternatywne” rozwiązania: ROWE czy zatrudnianie w niepełnym wymiarze czasu pracy w 32-godzinnym tygodniu nie zaginą i będą mogły znaleźć swoje zastosowanie.

Naprawdę to nieuchronne, choć dla starszych analityków aktualny spór o czterodniowy tydzień pracy ma w sobie dużo z déjà vu. O ile jednak o wolne wszystkie soboty w Polsce trzeba było stoczyć bój polityczny, to wolne piątki i wszystkie długie weekendy zaczynające się w czwartkowe popołudnia staną się rzeczywistością z mocy reform prawa pracy.




--------------


2024


2013

2015

2016

2017

2020

2021

wtorek, 7 maja 2024

Ucieczka na Białoruś, a sowa




przedruk





Szef KPRM Jan Grabiec mówił we wtorek o narastających działaniach obcych wywiadów na terenie Polski. Wyraził opinię, że konieczne jest podjęcie skoordynowanych działań zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym. Dodał, że 10 maja premier Donald Tusk “przekaże informację” na ten temat.

Szef KPRM rozmawiał z dziennikarzami po wtorkowym posiedzeniu rządu w Katowicach. Jan Grabiec odniósł się do kwestii pracy służb specjalnych i zagrożeń kontrwywiadowczych w Polsce. “W obliczu narastających działań obcych wywiadów na terenie Polski, konieczne jest podjęcie skoordynowanych działań zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym. Współpraca służb śledczych z partnerami zagranicznymi może być kluczowa w zwalczaniu zagrożeń i zapobieganiu incydentom” – oświadczył.

Podkreślił, że “ważne jest, aby społeczeństwo miało świadomość sytuacji i wspierało działania podejmowane przez służby w celu ochrony bezpieczeństwa narodowego”.

“Konieczne jest pełne wsparcie dla organów ścigania, które pracują intensywnie nad wyjaśnieniem incydentów i zabezpieczeniem kraju przed ewentualnymi zagrożeniami. Wszelkie informacje dotyczące działań służb powinny być traktowane z należytą uwagą, aby zapewnić bezpieczeństwo obywatelom oraz stabilność kraju” – kontynuował.

Grabiec ocenił, że Polska od dłuższego czasu znajduje się w kręgu zainteresowania obcych służb wywiadowczych, “szczególnie ze względu na sytuację na wschodniej granicy kraju”. “Premier Donald Tusk zapowiedział przekazanie informacji na ten temat 10 maja, co może rzucić więcej światła na obecną sytuację oraz podjęte działania” – przekazał.

Polityk komentował także zdarzenie z wtorku, gdy SOP i ABW znalazły w sali w katowickim Urzędzie Wojewódzkim urządzenie mogące służyć do podsłuchu, które ostatecznie okazało się starą instalacją nagłośnieniową. “Dzisiejsza sytuacja z Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach zostanie poddana dogłębnej analizie przez służby. System działania służb śledczych działa sprawnie, a wszelkie podejrzane miejsca są dokładnie kontrolowane, niezależnie od ich rangi czy znaczenia” – oświadczył szef KPRM.

W poniedziałek na światło dzienne wyszła sprawa sędziego Tomasza Szmydta, który uciekł na Białoruś i poprosił o azyl.

Tomasz Szmydt był sędzią II Wydziału Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Jego nazwisko pojawiało się w mediach przy okazji tzw. afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości. W 2019 r. portal Onet.pl ujawnił, że była żona Tomasza Szmydta, Emilia, miała pośredniczyć w rozpowszechnianiu kompromatów dotyczących krytycznych wobec zmian w wymiarze sprawiedliwości sędziów. Wówczas Tomasz Szmydt został czasowo odsunięty od pracy.

W 2022 r. Szmydt krytykował z kolei rząd Zjednoczonej Prawicy. W rozmowie z Onetem i OKO.press miał ujawnić działania grupy bliskich ówczesnemu rządowi sędziów.

Szmydt został powołany na sędziego w 2012 roku przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego.











Co oznacza symbol "V" to wiem, to jest 

5 wydział, 


ale czemu biała sowa??





Puchacz śnieżny, sowa śnieżna (Bubo scandiacus) – gatunek dużego ptaka drapieżnego z rodziny puszczykowatych (Strigidae). Narażony na wyginięcie.


Gatunek został dwukrotnie opisany naukowo przez Karola Linneusza w dziesiątej edycji Systema Naturae, w 1758 roku, pod nazwami Strix scandiaca i Strix nyctea. Zgodnie z zasadami ICZN, pierwsza nazwa ma priorytet, a druga jest jej synonimem. W 1826 roku gatunek został przeniesiony do monotypowego rodzaju Nyctea Stephens, 1826.

Późniejsze badania genetyczne wykazały bliskie pokrewieństwo tego gatunku z puchaczami z rodzaju Bubo. Na tej podstawie w 2003 roku AOU zaakceptował zmianę nazwy Nyctea scandiaca na Bubo scandiacus. Również polska nazwa zwyczajowa została zmieniona na puchacz śnieżny.








???

-------------

W wielu wierzeniach ludowych sowy kojarzone były jako ptaki upiorne. Bliźniaczą niechęcią darzono również kruki, wrony, kawki i czajki. W polskich wierzeniach określano je jako ptaki złowróżbne. Pojawienie się sowy uważano jak zły znak zwiastujący śmierć lub pecha. Jednak nie zawsze tak było…


Sowy były stworzeniami boskimi dla ludów pierwotnych i starożytnych kultur. W kulturze starożytnych Chin płomykówka chroniła ludzi przed wszystkimi nieszczęściami. Wizerunek tej sowy umieszczano na domach i budowlach. Dla starożytnych Greków pójdźka była posłańcem bogini Ateny. Mieszkańcy Grecji uważali, że sowa widząca w nocy to magiczne stworzenie, dlatego czczono je jako ptaki symbolizujące mądrość. Dowodem wielkiego szacunku jakim Grecy darzyli sowy był ich wizerunek na ateńskich monetach. W kulturze starożytnych Greków skryte i tajemnicze sowy posiadały cechy nadprzyrodzone. Pierwsze ludy zamieszkujące północne krańce Europy, Azji i Ameryki Północnej były przeświadczone, że sowa śnieżna i puchacz pomagają im nawiązać kontakt ze światem bogów.

Wraz z nadejściem epoki średniowiecza szacunek i uznanie jakim darzono sowy zanikł. W tym okresie świadomość ludzką wypełnił obraz sowy, jako przybranej postaci złośliwej czarownicy i symbol zła. Sowy zaczęły być postrzegane jako ptaki pochodzące za światów, żyjące na granicy życia i śmierci. Wokół nich powstało wiele przesądów i zabobonów. Narastający brak tolerancji dla sów spowodował, że w średniowieczu sowy nie miały łatwego życia. Zła opinia jaką darzono sowy doprowadzała do ich tępienia i zabijania.

W średniowieczu uważano puchacza za symbol błędnej nauki i znak piekielny. Gdy płomykówka zasiedlała wieże kościelną, proboszcz wpadał w popłoch, ponieważ syczące krzyki ptaków powodowały plotki o zasiedlaniu kościoła przez siły nieczyste. Uważano również płomykówka podpalała dach domów i budynków gospodarczych iskrami sypiącymi się z jej płomiennych rudych piór. Pohukiwanie sowy na wsiach w pobliżu domów często tłumaczono jako zapowiedź rychłej śmierci któregoś z domowników. Głos pójdźki interpretowano jako lękliwe wezwanie „pójdż w dołek pod kościołek”. Jedna z mądrości średniowiecznych mówiła: sowa na dachu kwili, umrzeć komuś po chwili. Gdy sowa osiedlała się w stodole zwiastowała śmierć gospodarza domu i pomór bydła. Sowy chroniły gospodarstwa przed nieszczęściami jako martwe przymocowane do płotów i drzwi budynków gospodarczych.

Rzymianie a dalej Słowianie upiora wysysającego krew z ludzi – wampira strzygę, po łacińsku określali słowem strix. Od tego słowa wywodzi sią łacińska nazwa puszczyka (Strix aluco – puszczyk zwyczajny). Strzygi były jednym z najbardziej rozpoznawalnych demonów słowiańskiej kultury. Wierzono, że nocami zamieniają się w sowy. Strzygami zostawały dusze ludzi, którzy urodzili się z dwoma sercami i podwójnym szeregiem zębów.




Dawid Karzólewski

Zastępca Dyrektora ZPKWL



????





https://kresy.pl/wydarzenia/szef-kprm-o-aktywnosci-obcych-wywiadow-w-polsce-zapowiada-skoordynowane-dzialania-na-poziomie-krajowym-i-miedzynarodowym/