Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 29 września 2015

Oktoberfest w Polsce? Od kiedy?




O dojczeban było teraz, jeszcze krótko o innej odsłonie przerabiania Polaków na niemców.





Święto piwa, czyli inauguracja Oktoberfest 2015

Już po raz siódmy Brovarnia Gdańsk zorganizowała Gdańskie Dożynki Piwne, czyli Oktoberfest. W tym roku festiwal potrwa do 25 października, a na fanów złotego trunku czeka m.in. specjalnie uwarzone na tę okazję limitowane piwo Oktoberfest 2015. 



Oktoberfest na dobre zagościł w Trójmieście. Od września do października coraz więcej pubów i restauracji organizuje imprezy, które charakterem nawiązują do słynnych na cały świat bawarskich dożynek chmielnych. Gdańszczanie również mają swoją piwną tradycję, której początki sięgają XII wieku, a rozkwit przypada na XVI i XVII wiek. W tym czasie w Gdańsku znajdowało się ponad 400 browarów, a miasto było największym producentem i eksporterem piwa w tej części Europy. 
 
Sam Jan Heweliusz był właścicielem aż czterech browarów. Produkcją piwa głównie zajmowali się mężczyźni, natomiast kobiety odpowiadały za jego transport i sprzedaż. Przykładano wtedy wielką wagę do jakości złotego trunku. Ponoć piwowar, który wyprodukował złe piwo i próbował je sprzedać nieświadomym klientom, mógł zostać uwarzony we własnym piwie na rozkaz włodarzy miasta. W XVII-wiecznym Spichlerzu (obecnie znajduje się tu Hotel Gdańsk i Brovarnia Gdańsk zobacz na mapie Gdańska) w przeszłości składowano słód używany do produkcji piwa przez gdańskich piwowarów. W historii Gdańska warzenie piwa odgrywało niezwykle ważną rolę. Już w XV wieku, na przełomie sierpnia i września, organizowano tu dożynki chmielne, podczas których pito piwo wyprodukowane jesienią rok wcześniej.


W menu, oprócz tradycyjnych bawarskich specjałów, znalazły się także dania z kuchni starogdańskiej, takie jak rolada z boczku z grzybami leśnymi, gęsią wątróbką, jabłkami w occie i puree musztardowym. Nie mogło zabraknąć również słodkich precli, knedli bawarskich z grzybowym sosem, grillowanych kiełbasek norymberskich, szynki po bawarsku na zasmażanej kapuście z knedlami bawarskimi oraz golonki pieczonej w piwie. 
 
Kuchnia starogdańska, czyli po prostu polska?
Czy bawarskie i norymberskie przysmaki to też kuchnia starogdańska? Bo tak jakoś w jednym ciągu napisane...

Jak to mówią do Polaków w reklamach: das auto.





 
http://rozrywka.trojmiasto.pl/Swieto-piwa-czyli-inauguracja-Oktoberfest-2015-n94787.html

Wołk. Afera Wolkswagena ciąg dalszy.


Wp.pl informuje:

Volkswagen przyznał, że oszukał w przypadku 11 mln aut na całym świecie

 

Skandal z manipulowaniem pomiarem emisji spalin w samochodach Volkswagena zatacza coraz szersze kręgi. Koncern przyznał, że problem dotyczy ok. 11 milionów jego pojazdów na całym świecie, a zatem również w Polsce.
 
Volkswagen poinformował o przeznaczeniu w trzecim kwartale 2015 r. 6,5 miliarda euro na niezbędne modyfikacje i inne koszty, wyrażając zarazem nadzieję na "odzyskanie zaufania klientów". Akcje niemieckiej firmy, które w poniedziałek straciły prawie jedną piątą wartości, we wtorek przed południem spadły o kolejne 23 proc., do najniższego poziomu od października 2011 roku.

Skandal wybuchł, gdy w USA tamtejsza federalna Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ustaliła, że oprogramowanie, zainstalowane w ponad 480 000 pojazdów Volkswagena z napędem dieslowskim, uaktywnia system ograniczania emisji spalin (przestawianie silnika na szczególnie oszczędny tryb pracy) tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznacza to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami Diesla mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.

Koncern przyznał, powołując się na wewnętrzne kontrole, że zakwestionowane przez EPA oprogramowanie było instalowane w jego samochodach także poza USA. Wydano w tej sprawie oświadczenie z informacją, że w pojazdach z silnikiem typu EA 189 stwierdzono "rzucającą się w oczy różnicę między wartościami (emisji spalin) na stanowiskach kontrolnych a wartościami podczas rzeczywistej eksploatacji". Volkswagen ujawnił, że w skali światowej dotyczy to ok. 11 milionów jego pojazdów. Podkreślono, że chodzi wyłącznie o samochody z tymi silnikami. Są to jednak nie tylko samochody marki Volkswagen - silniki EA 189 montowano też w Audi, Seatach i Skodach. 

W USA, gdzie oprogramowanie zakwestionowane przez EPA zainstalowano w niespełna 500 000 samochodów Volkswagena, koncernowi teoretycznie grozi kara wysokości 18 miliardów dolarów; prawdopodobne są też roszczenia cywilnoprawne klientów i akcjonariuszy. Amerykanie zwrócili dotąd uwagę na modele Jetta, Golf, Beetle i Audi A3 z lat 2009-2015 oraz model Passat z lat 2014-2015. Volkswagen wstrzymał w USA sprzedaż tych modeli.




Tymczasem redaktorzy interii nie widzą problemu...


Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?

Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/raporty/raport-volkswagen-spaliny/wiadomosci/news-volkswagen-oszukiwal-w-testach-spalania-co-w-tym-dziwnego,nId,1889567#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?

Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/raporty/raport-volkswagen-spaliny/wiadomosci/news-volkswagen-oszukiwal-w-testach-spalania-co-w-tym-dziwnego,nId,1889567#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
 
Środa, 23 września (00:04)


Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?


W USA rozpętała się afera wokół silników Volkswagena, które miały sztucznie zaniżać wyniki pomiarów spalin. Niemieckiemu producentowi grożą ogromne kary, w amerykańskiej opinii publicznej zawrzało, a my się zastanawiamy – skąd ten szok i zaskoczenie?

Nie silniki sztucznie zaniżają, tylko konkretny człowiek, który specjalnie w tym celu wymyślił konkretny program, pod konkretną czynność. - MS

Otóż niemiecki producent zastosował pewien skomplikowany algorytm, który wykrywa, że samochód jest w trakcie testu mierzącego emisję spalin oraz zużycie paliwa. Silnik przechodzi wtedy w specjalny tryb, w którym co prawda ma mniejszą moc, ale za to robi się znacznie bardziej ekologiczny, niż jest w rzeczywistości.

"Skomplikowany" - nawet jak kradną, to są trzeba pokazać, że są niby super sprytni? Poziom intelektualny werwolfu jak zwykle....szkoda słów...

Po ujawnieniu tych informacji, Volkswagen zawiesił sprzedaż modeli Jetta, Golf, Beetle i Passat, a także Audi A3 - wszystkie one korzystają z silników TDI Clean Diesel, w których wspomniany algorytm się znalazł. Co więcej, EPA wezwała producenta do usunięcie z 482 tys. sprzedanych samochodów rozwiązania, które powoduje oszustwo podczas cyklu pomiarowego


A jednak przyznają, że oszustwo...


[...]

Ujawnienie, że producent z premedytacją oszukuje swoich klientów może wydawać się szokujące, ale... przecież dla nas, Europejczyków, jest normalne.

Co jest normalne: ujawnienie ???

Wczytaj się dokładnie Czytelniku...
Dokładnie tak jest napisane:

"Ujawnienie (oszustwa) może wydawać się szokujące, ale... przecież dla nas, Europejczyków, jest normalne."


I co?
Czyż to nie jest pranie mózgów??!!
Zdanie to jest tak skonstruowane, że Czytelnik czytając pobieżnie może odnieść wrażenie, że redaktor napisał,  że oszustwa są czymś normalnym, ale to nie to jest napisane w tym zdaniu...



 Czy ktoś bowiem próbuje pozywać producentów samochodów za to, że nowe auta palą o wiele więcej, niż w katalogach? Unia Europejska co rusz wprowadza nowe obostrzenia - nie wystarczają już normy emisji spalin, teraz producenci muszą także wykazać, że ich cała gama emituje średnio określoną ilość CO2/km. W przeciwnym wypadku grożą im surowe kary.

Cała sprawa jest bulwersująca, ale czy zaskakująca?
 
Ale konkretnie jaka sprawa redaktorze? 

Sprawa:
- ujawnień,
- oszustw, 
- czy może sprawa spalania wyższego niż w deklaracjach ?  

 
Dla nas w ogóle - każdy, kto miał okazję dłużej jeździć nowym samochodem wie, że jeśli auto zamiast deklarowanych 6 l/100 lkm spala 8, albo 9 l, to nie należy się temu dziwić.

Sęk w tym, redaktorze, że każdy inaczej jeździ, ma inną wagę ciała, codziennie są inne warunki na drodze i w związku z tym, nie sposób zarzucić producentom, że napisali nieprawdę, bo nie ma takiej metody, która by pozwoliła precyzyjnie i  jednoznacznie porównać - kto jak jeździ i ile tak naprawdę spala samochód. Bo każdy człowiek jest inny.


 
Tym, co faktycznie powinno bulwersować, jest postawa ustawodawców oraz organizacji zajmujących się normami spalin. To one narzucają producentom samochodów nierealne obostrzenia, a kiedy jakimś cudem uda im się je spełnić... wprowadzają kolejne, jeszcze surowsze normy. Mała pojemność silników, turbodoładowanie, wtrysk bezpośredni, systemy start/stop oraz odłączania cylindrów - te i wiele innych zabiegów mają na celu obniżyć spalanie i emisję szkodliwych substancji jedynie w laboratorium. Czy ktoś to wreszcie dostrzeże i położy kres fikcyjnym danym w katalogach oraz do przesady skomplikowanym silnikom, które nie są ani ekonomiczne, ani trwałe?

Czyli redaktor uważa, że producenci aut oszukują ludzi i ma tego pełną świadomość, zaś jako osoba pełniąca zawód zaufania publicznego - nic z tym nie robi. I nawet się temu nie dziwi.





Środa, 23 września (15:30)

Afera VW dotyczy silników z Polski! Ale to nie nasza wina!

Afera dotycząca nielegalnego oprogramowania, stosowanego przez Volkswagena do oszukiwania testów na emisję spalin, zatacza coraz szersze kręgi. Okazuje się, że silniki, które znalazły się na cenzurowanym, produkowane są w polskiej fabryce niemieckiego koncernu w Polkowicach.

Co ciekawe, wszystko wskazuje na to, że spora część dotkniętych problemem nielegalnego oprogramowania sterującego jednostek napędowych pochodzi z Polski! 

Zlokalizowana w Polkowicach na Dolnym Śląsku fabryka Volkswagena od 2011 roku jest jedynym w koncernie dostawcą wysokoprężnych silników dla amerykańskiego zakładu w Chattanooga, w której powstaje lokalna odmiana Volkswagena Passata. 

Oczywiście polski zakład nie ma się w tej sytuacji czego wstydzić. Nie chodzi przecież o usterkę lecz o fabryczny program, celowo wgrany do pamięci ECU. Jak udało nam się ustalić, komputery do produkowanych w Polkowicach jednostek napędowych - ze swoich filii w Czechach i na Węgrzech - dostarcza niemiecki Bosch. Przy czym wątpliwym wydaje się, by zakwestionowane oprogramowanie pojawiło się bez wiedzy i akceptacji Volkswagena.


Czyli jednak nastąpiła zmiana punktu widzenia tej sprawy przez redaktorów interii. Przy okazji dochodzi do obrzucenia Polaków błotem, poprzez samo wspominanie o tym, że silniki zaopatrzone w ww. program, produkowane były w Polsce.

Skoro Polacy nie mają z tym nic wspólnego, to po co podnosić temat? 



Interia też odsyła nas do artykułu:


Brawo Volkswagen. Nie obchodzą go te "eko durnoty"


Dawno, dawno temu studenci uczelni technicznych, w sytuacji, gdy obliczenia projektowe lub wyniki pomiarów, dokonywanych w trakcie badań laboratoryjnych, nijak nie chciały dopasować się do oczekiwań wykładowców, stosowali tzw. współczynnik utajony. I wszystko grało. 


A cóż to takiego współczynnik utajony? Czyżby chodziło o oszustwo??



Okazuje się, że dzisiaj po tę metodę, oczywiście zmodyfikowaną i udoskonaloną, sięgają producenci samochodów. I to nie bałaganiarscy Włosi czy rozlaźli Francuzi, ale stawiani za wzór rzetelności Niemcy.

 Tendencyjna propaganda proniemiecka.


Szefostwo Volkswagena kaja się za swoją amerykańską wpadkę z zaniżaniem  rzeczywistej emisji spalin silników TDI i przyrzeka solenną poprawę (jak zepsute bachory w szkole? solenną znaczy - znowu kłamią??) , a sam prezes podaje się do dymisji. Notowania akcji koncernu lecą na łeb na szyję. Kanclerz Angela Merkel obiecuje "pełną przejrzystość dochodzenia". Słowem - afera jakiej dawno w motobranży nie było. 



W tej sytuacji zadziwiający spokój zachowują internauci. 

Wstrętne. Sugestia - skoro internauci zachowują spokój, ty też nie fikaj.
Słowo "zadziwiający" ma ci "wytłumaczyć" tę dziwną wg ciebie przypadłość anonimowych internautów... "To aż tak nieprawdopodobne, że aż zadziwiające.."



Owszem, niektórzy cieszą się z problemów pogardzanej przez siebie marki - stan ich ducha najlepiej oddaje powtarzające się w komentarzach hasło "wieśwagen kaputt". 
 
Inni jednak biorą stronę Volkswagena. "Oszustwa i przekręty wymuszone przez chore normy ekoterrorystów" - pisze "hh". "Jak dla mnie VW tylko zrobił sobie lepszą renomę tym, że nie obchodzą ich te eko durnoty" - wtóruje mu "as". Jeden z komentatorów podsumowuje sprawę krótko i dosadnie: "diesel musi czadzić".



Ten tekst pełen jest proniemieckiej propagandy.

Inni jednak biorą stronę Volkswagena. 

- Czy to znaczy, że akceptują, a może nawet pochwalają oszukiwanie ludzi? A kto konkretnie, bo takie tam nicki to nawet redaktor może wymyśleć...



Umiar w osądzaniu machinacji, o które oskarża się potentata z Wolfsburga, jest zrozumiały, zważywszy że zmotoryzowani Polacy od lat żyją w świecie ułudy.

 Aha. Machinacje to są oszustwa i Polacy niby osądzają je z umiarem?? Wolne żarty...
Ciekawa uwaga, że "zmotoryzowani Polacy od lat żyją w świecie ułudy." 


Nie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby o cofaniu liczników w sprowadzanych do kraju używanych samochodach. Mimo to tysiące nabywców takich aut wierzą, iż są dziećmi szczęścia i akurat w przypadku ich wozów podawany przez sprzedawcę przebieg odpowiada stanowi faktycznemu. A przynajmniej udają, że wierzą...

To wierzą, czy udają, że wierzą?
Porównanie nie przystaje do afery wolkswagena - co innego jeden kilku nieuczciwych niemców (czy o nich chodzi redaktorowi?), a co innego nieuczciwa firma, która wprowadza do obrotu NOWE samochody.



To samo dotyczy zużycia paliwa, w rzeczywistości zazwyczaj dużo wyższego od deklarowanego oficjalnie przez producentów pojazdów. Klienci nie protestują, bo zdążyli się przyzwyczaić, że na każdym kroku są poddawani manipulacjom. 

Ludzie nie poddają się żadnym manipulacjom, tylko.. uwagi jak wyżej. Ale ciekawe sformułowanie: "na każdym kroku są poddawani manipulacjom. "
Redaktor może to jakoś udowodnić?


  
Telewizory eksponowane w marketach pracują w tzw. trybie sklepowym i wyświetlają specjalnie spreparowane filmiki czy zdjęcia. W domach prezentowany przez nie obraz nie jest już tak doskonały. Ciuchy na nikim nie leżą tak idealnie, jak na modelce z reklamowego katalogu. Parafarmaceutyki wbrew płynącym z ekranów zapewnieniom nie są cudownymi lekarstwami na dowolną dolegliwość. Dlaczego zatem w motoryzacji miałoby być inaczej, uczciwiej? 

Aha. Czyli jak inni kłamią, to niemiecki producent też może kłamać jak chce.
Czy to oznacza, że redaktorzy w internecie też kłamią jak chcą?



Kierowcy za dobrą monetę przyjmują tłumaczenie, że rzeczywiste zużycie paliwa musi odbiegać od wartości katalogowych, bo zależy przecież od wielu zmiennych: stylu jazdy, pogody, kierunku i siły wiatru, rodzaju nawierzchni, stanu technicznego samochodu, ogumienia itp. Nikt jakoś nie zastanawia się, dlaczego z reguły odbiega w górę. 


Słuszna uwaga, jednak... nie ma możliwości jak to sprawdzić - uwagi jak wyżej.


Co ciekawe, różnice między tym, z czym spotykamy się podczas normalnej eksploatacji samochodu, a tym, co czytamy pod nagłówkiem "dane techniczne pojazdu", stale rosną. W 2013 roku - według badań, przeprowadzonych na ponad pół milionie samochodów przez International Council on Clean Transportation (ICCT) we współpracy z holenderskim The Netherlands Organisation for Applied Scientific Research i niemieckim Institut für Umweltforschung w Heidelbergu - wynosiły w Europie średnio 38 proc. wobec 10 proc. w roku 2001. 


Zaznaczenie: "w Europie", jest ważne, bowiem trzeba wiedzieć, że procedury, według których przeprowadza się oficjalne pomiary zużycia paliwa przez samochody nie są w skali globalnej ujednolicone. Inaczej postępuje się w Unii Europejskiej, inaczej w USA, jeszcze inaczej w Japonii, Australii czy Kanadzie. I tak się jakoś składa, że właśnie w Europie wyniki tych pomiarów są z punktu widzenia producentów aut najkorzystniejsze. Lexus IS 250 z 2009 r., z 2,5-litrowym silnikiem o mocy 204 KM i sześciostopniową automatyczną skrzynią biegów w Stanach Zjednoczonych pali w cyklu mieszanym 9,8 l benzyny na 100 km, w Kanadzie 9,6 l/100 km, w Australii 9,1 litra, a w Europie tylko 8,9 l/100 km. W przypadku jazdy pozamiejskiej te rozbieżności są relatywnie jeszcze większe: USA - 8,1 l/100 km, UE - 6,9 l/100 km! 

W Europie zużycie paliwa w samochodach określa procedura o nazwie New European Driving Cycle (NEDC). Pomiary przeprowadza się nie na szosie czy ulicy, lecz w specjalnym symulatorze - hamowni podwoziowej, z możliwością ustawiania parametrów zarówno odnośnie pojazdu, jak i ruchu. 

Na NEDC składają się dwie fazy: jazda miejska i pozamiejska. Pierwsza odbywa się na teoretycznym (bo w rzeczywistości samochód nigdzie się przecież nie przemieszcza) dystansie 3976,1 metra przy średniej prędkości 18,35 km/godz. (nie wyższej niż 50 km/godz.), a trwa 13 minut. Druga, odpowiednio: 6956 metrów (dystans), 62,6 km/godz. (prędkość średnia), 120 km/godz. (prędkość maksymalna) , 6 minut 40 sekund (łączny czas pomiaru). Norma ściśle określa przebieg testu: kolejność, czas i wartości kolejnych przyspieszeń i hamowań, długość okresów jazdy ze stałą prędkością, momenty  wciśnięcia pedału sprzęgła itp. 

Krytycy wskazują, że przepisy pozwalają na stosowanie różnych trików, wpływających na końcowe wyniki pomiarów: poprawę aerodynamiki przez demontaż bocznych lusterek, relingów dachowych oraz zaklejenie szpar między panelami nadwozia, nadmierne napompowanie opon w celu zmniejszenia oporów toczenia na rolkach, wyłączenie odbiorników energii w postaci klimatyzacji, ogrzewania szyb, świateł, odłączenie alternatora.
Już przed kilku laty mówiło się również, że koncerny samochodowe stosują zabiegi, o które dziś jest podejrzewany Volkswagen, czyli wprowadzanie do układów sterowania w samochodach ukrytego oprogramowania, potrafiącego podczas testu zadbać o jego jak najlepsze wyniki.    

Dlaczego producenci aut uciekają się do tego rodzaju chwytów? 

Ponieważ ludzie zatrudnieni w zawodach zaufania społecznego - jak np. dziennikarze -nic  z tym nie robią? A co z policją, ze służbami specjalnymi??



Ano nie tylko dlatego, by oferowane przez nich pojazdy prezentowały się klientom jako bardziej oszczędne. Przede wszystkim czynią to z konieczności sprostania stale zaostrzanym limitom emisji zanieczyszczeń powietrza. Ponadto w niektórych krajach wielkość emisji dwutlenku węgla - zależna w dużym stopniu od zużycia paliwa - decyduje o wysokości podatków, obciążających cenę pojazdu, a to z kolei przekłada się na sprzedaż danego modelu samochodu.  

Mówi się, że amerykańska afera może kosztować Volkswagena nawet ponad 18 miliardów dolarów. To jednak nie groźba astronomicznych kar odstręczy w przyszłości producentów aut od podobnych machinacji. 


Co zatem należałoby uczynić? Po pierwsze, jak to określają internauci, "powstrzymać ekoterroryzm", czyli urealnić przepisy ochrony środowiska, które w obecnej postaci i tak nie są przecież, jak widać, przestrzegane. 


Po drugie, zmienić procedury pomiarów zużycia paliwa tak, by bardziej odpowiadały one warunkom rzeczywistym. Brednie.

Po trzecie wreszcie nakazać, aby przy publikowaniu oficjalnych danych na temat tegoż zużycia dodawać wyraźnie, że jest to wielkość zmierzona laboratoryjnie, podawana wyłącznie w celu porównania z podobnymi informacjami dotyczącymi innych pojazdów.
W ten sposób producenci samochodów może będą mniej "zieloni", ale za to bardziej wiarygodni.  

A dziennikarze po takich wypocinach są jeszcze wiarygodni? Tych już chyba nic nie uratuje...

Brawo Volkswagen. Nie obchodzą go te "eko durnoty"

Czytaj więcej na http://www.poboczem.pl/naszym-zdaniem/news-brawo-volkswagen-nie-obchodza-go-te-eko-durnoty,nId,1891795#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Czytaj więcej na http://www.poboczem.pl/naszym-zdaniem/news-brawo-volkswagen-nie-obchodza-go-te-eko-durnoty,nId,1891795#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Jeszcze interia...

Córka aktora Paula Walkera, który dwa lata temu zginął w wypadku samochodowym, pozwała Porsche. Zarzuty dotyczą niewystarczającego poziomu bezpieczeństwa w Porsche Carrera GT2.

Ameryka to taki dziwny kraj, w którym można pozwać producenta kuchenek mikrofalowych za to, że nie ostrzegł iż urządzenie nie nadaje się do suszenia kota, a producenta samochodów za to, że nie poinformował, że  tempomat to nie autopilot.


W sumie nie powinny więc dziwić doniesienia amerykańskiej prasy, że córka znanego z filmów Fast and Furious Paula Walkera, który zginął w wypadku Porsche w 2013 roku zdecydowała się... pozwać niemieckiego producenta samochodów.

W pozwie można przeczytać, że Porsche Carrera GT nie gwarantowało wystarczającego poziomu bezpieczeństwa. Dlatego w momencie uderzenia w słup (co nastąpiło przy prędkości około 150 km/h) pasy bezpieczeństwa połamały Walkerowi żebra i miednicę. W efekcie aktor nie był w stanie wydostać się z samochodu i spłonął we wraku. Konkluzja pozwu jest taka, że w Porsche powinny znajdować się systemy zapobiegające wypadkom, a przynajmniej umożliwiające przeżycie.






Czekamy na werdykt. 
Mam nadzieję, że się nie doczekamy....






----------------------------------------







Tak na marginesie.
Jak coś się psuje w Alfie - to Bosch.




Volkswagen...nazwa tłumaczy się jako "samochód dla ludu" - volk s wagen, gdzie s oznacza liczbę mnogą.




Swoją drogą to ciekawe, że słowo volk jest tak podobne do słowiańskiego wołk...



Z kolei Волк przypomina Boł-k... czyli Boł.


Bolь
- to nie tylko chory człowiek, cierpienie, ból, ale jak mówi Słownik Prasłowiański tom 1 - diabeł, bies...














Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?

Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/raporty/raport-volkswagen-spaliny/wiadomosci/news-volkswagen-oszukiwal-w-testach-spalania-co-w-tym-dziwnego,nId,1889567#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox


 




Imigranci - Niemcy grożą Polsce użyciem siły

przedruk



Niemcy grożą Polsce użyciem siły jeśli nie zgodzi się przetrzymywać niepotrzebnych im imigrantów

 

Po wczorajszym kuriozalnym orędziu szefa Komisji Europejskiej, Jean-Claude'a Junckera, który wypomniał Polakom, że też byli kiedyś uchodźcami, od przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, usłyszeliśmy o potrzebie siłowego rozwiązania w Europie jeśli nowe kraje członkowskie nie będą chciały przyjąć niemieckich imigrantów na swój wikt i opierunek. Być może chodziło mu o słynną ustawę 1066, która pozwala siłom zbrojnym innych państw do operowania na terytorium III RP. Czy w naszej utracie suwerenności doszliśmy już aż tak daleko?

Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło i w 70 lat po zakończeniu II wojny światowej na terytorium Polski znowu mają powstać niemieckie obozy koncentracyjne. Będą w nich przetrzymywani ludzie, których nie chcą Niemcy, a którzy przez to będą zmuszeni do pozostawania w Polsce.

Nie wiadomo jak planuje się otrzymać islamistów w tym biednym kraju i albo władze polskie będą musiały użyć przymusu bezpośredniego, albo stosowanego na zachodzie Europy przekupstwa. Po prostu trzeba będzie płacić z naszych podatków zasiłki w wysokości takiej jak w Niemczech. O takich zarobkach większość Polaków może tylko pomarzyć.

Liderzy Unii Europejskiej konsekwentnie pouczają nas w kwestii przyjęcia tak zwanych uchodźców. Teraz jednak przekraczają pewne granice. Wczoraj szef Komisji Europejskiej wypomniał miliony uchodźców z Polski, których przyjmowała Europa, ale zapomniał wspomnieć o kolejnych zdradach naszego kraju, które były udziałem tak zwanych zachodnich sojuszników. Warto wspomnieć dwa słowa - Teheran i Jałta. Wypominanie Polakom skutków tej obleśnej zdrady i wskazywanie tego jako uzasadnienie dla potrzeby relokacji u nas islamistów, którzy wcale w Polsce nie chcą być, jest wyjątkowo obleśne.

Znany lewak, szef Parlamentu Europejskiego Martin Schultz, poszedł jeszcze dalej. Ten niemiecki polityk we wrześniu 2015 roku wezwał do użycia siły przeciwko krajom niechętnym przyjmowaniu islamskiej imigracji.
Europa staje się ultranacjonalistyczna - jeśli oni zwyciężą - to otrzymamy taką Europę, nie tylko w tej kwestii, lecz także w wielu innych. Potrzebujemy ducha europejskiej wspólnoty - stwierdził najpierw przewodniczący Parlamentu Europejskiego. - I w razie konieczności, to musi być siłą narzucone. Nie może być tak – i ja należę do tych ludzi, którzy tak mówią – jesteśmy w XXI wieku, jesteśmy w XXI wieku globalizacji, aby globalne problemy rozwiązywać nacjonalizmem. W pewnym momencie trzeba walczyć i trzeba powiedzieć: w razie konieczności, także walką przeciwko innym, postawimy na swoim.
Brzmi to bardzo niezręcznie, aby nie powiedzieć groźnie, zwłąszcza gdy mówi to Niemiec. Co to znaczy "to musi być narzucone siłą"? Czy mowa o sile militarnej? Unia Europejska na szczęście nie ma jeszcze swojej armii, ale Niemcy owszem mają. Czyżby zatem słynna ustawa 1066 zezwalająca na operowanie na terenie III RP obcych służb i wojsk była sklecona właśnie na takie okazje?


http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/niemcy-groza-polsce-uzyciem-sily-jesli-nie-zgodzi-sie-przetrzymywac-niepotrzebnych-im-imig


 

Uznano za nieprawdziwe. Ale co?



Bełkot do kwadratu?


"Słowa ambasadora uznano za nieprawdziwe i sprzeczne z ustaleniami historyków".










Niesamowite.

Nie znam komunikatu MSZ , ale zwrot jak wyżej wiele mówi o strukturach, które zajmują się pisaniem dla Polaków w sieci.




Otóż nie pada stwierdzenie, że ambasador powiedział nieprawdę.
A więc można się domyślać, że powiedział prawdę, ponieważ:

tylko ktoś, nie wiadomo kto, uznał, że są nieprawdziwe. A przecież mógł się mylić lub kłamał.

Czymś innym jest opinia ("uznano za..."), a czymś innym jest prawda (coś było - zaszło, albo nie)



A więc media nie kwestionują jego słów - może same tak uważają, albo chcą, aby taki fałszywy komunikat zapisał się w pamięci Polaków:
"słowa ambasadora uznano za nieprawdziwe, mimo, że powiedział prawdę".



Zwracam uwagę:

na budowę zdania!


"Słowa ambasadora uznano za nieprawdziwe" - dosłownie rzecz biorąc, zakwestionowano słowa, a nie sens wypowiedzi. 

Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale to nie ja zredagowałem to zdanie - czytając je dosłownie dowiadujemy się, że zakwestionowano zdolność do wypowiadania słów ambasadora.


Brzmi absurdalnie, ale właśnie o to chodzi - o to, aby nie napisać, że powiedział nieprawdę, tylko , że uznano za nieprawdziwe.

To są dwie różne sprawy!

Bardzo na to wyczulam!

W istocie wcale nie zakwestionowano sensu jego wypowiedzi!

Ciąg dalszy idzie tym właśnie torem - nie kwestionuje się sensu wypowiedzi, tylko 
usilnie przypomina ambasadorowi jakie podjęto ustalenia co do faktów historycznych.


"W rozmowie zwrócono uwagę, że wypowiedzi te są nieprawdziwe i stoją w sprzeczności z ustaleniami historyków polskich i rosyjskich, m.in. pracujących w ramach Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych" - napisano w komunikacie.


Polska strona nie neguje sensu jego słów, tylko stwierdza, że  "wypowiedzi te są nieprawdziwe" co jest wyłącznie bełkotem. Bowiem każda wypowiedź, jeśli zaszła, jest "prawdziwa" - BO ZASZŁA.


Bowiem nie o wypowiedź chodzi, tylko o jej sens.

Co to jest wypowiedź?

Jest to czynność.


Czynność zaszła, więc zwrot "wypowiedzi te są nieprawdziwe" jest bełkotem.


Kłamstwo jest wypowiedzią, jeśli zostało wypowiedziane.
Prawda też jest wypowiedzią, jeśli została wypowiedziana.



Czym innym jest czynność wypowiadania słów (słowawypowiedzi), a czym innym sens wypowiedzi.

Czym innym są wypowiedzi (czynności), a czym innym - twierdzenia.



Takie słowo powinno zostać użyte - stwierdzenia, a nie słowa (wypowiedzi).





"Stwierdzenia ambasadora uznano za nieprawdziwe i sprzeczne z ustaleniami historyków". 


Tak raczej powinno być.
A właściwie:


"Stwierdzenia ambasadora są fałszywe, a nawet ewidentnie sprzeczne z ustaleniami historyków".



Dlaczego jest inaczej?


Może, aby w polskich niedojrzałych głowach pozostała myśl - on powiedział prawdę, a MSZ nawet nie umie się z tego wytłumaczyć, tylko go napomina, że "inaczej się umawialiśmy, mieliście tego nie mówić..." - to działanie na poziomie podświadomym.


Takie oto antypolskie psycho sztuczki.








Na zdjęciu powyżej: "prezycyjny" - co to znaczy?
Przypadek, czy natarczywe pranie mózgu na poziomie podświadomości?





 I jeszcze wypowiedź:


"bohaterstwo narodu polskiego w oporze wobec agresji nazistowskiej, polskiego podziemia w walce przeciwko okupacji hitlerowskiej", a także udział żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego ramię w ramię z Armią Czerwoną w walkach w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.

 wpisuje się w propagandę POK. A przynajmniej jej nie neguje, nie stoi z nią w sprzeczności.




 - Ale co do polityki rządu polskiego w latach 30., jak powiedział prezydent Putin w maju, Polska niestety padłą ofiarą swojej polityki - ocenił rosyjski dyplomata.


Niestety, ale przedwojenna Polska rządzona była przez niemiecką agenturę, stąd taka polityka.




Polecam:

http://werwolfcompl.blogspot.com/

Seweryn Osiński "V kolumna na Pomorzu Gdańskim" 
Warszawa : "Książka i Wiedza", 1965. 



Niestety, ale historia się powtarza.

Wg książki Seweryna Osińskiego "V kolumna na Pomorzu Gdańskim" polskie MSZ prowadziło przed wojna politykę proniemiecką - podobnie jak dzisiaj.

Z analizy archiwaliów, jakie przestudiował Osiński wyłania się zupełnie nieznany nam obraz II RP.

Beck był ewidentnie niemiecką wtyką w polskim rządzie, zupełnie nie reagował lub trywializował doniesienia dołów administracji nt. poczynań niemiekich na Pomorzu.

Rząd polski wręcz pomagał organizować się hitlerowcom na Pomorzu, pozwalał niemcom na działalność, jakiej zakazywał Polakom!!

Struktury pozostawione przez niemieckiego agenta Piłsudskiego sabotowały kraj od górnie, od strony administracji rządowej.

Dzisiaj jest podobnie, po 7 latach nie-rządu Tuskenów Polska wygląda tak, jakby całą jej administrację zajęły obce służby - polskojęzyczni niemcy rządzą polską w interesie swojej nacji.



Polecam:

http://maciejsynak.blogspot.com/2014/04/znowu-straszenie-wojna-pro-unijna.html

http://maciejsynak.blogspot.com/2014/05/w-wywiadzie-niemieckim-moze-pracowac.html



I to wyjaśnia dlaczego niemal wszystkie rządy w Europie są proniemieckie:













































http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Siergiej-Andriejew-ambasador-Rosji-przyjechal-do-polskiego-MSZ,wid,17875044,wiadomosc.html?ticaid=115ac1&_ticrsn=3

Sugestia



Znowu.

Formułowanie stwierdzeń w postaci pytań, które są tak naprawdę sugestią, to permanentna sztuczka polskojęzycznego internetu.






Sztuczka, czy raczej manipulacja?








Reklama niemieckiego samochodu.

Co prawda z Polski.


Zawsze, kiedy widzicie reklamę w której samochód występuje jako rekwizyt, zwróćcie uwagę:


- kiedy następuje niszczenie auta, lub po prostu w  konwencji negatywnej ukazane jest auto - to nigdy nie jest to niemiecki samochód, a np. bardzo często - Alfa.


 - kiedy auto stanowi tylko neutralne lub pozytywne tło dla treści reklamy - to prawie zawsze występuje niemieckie auto - a nawet cały ich tabun.


Przypatrzcie się reklamom.








Język knajacki, język potoczny.




Jak zdestabilizować świat w oczach Czytelników?

Wystarczy zastosować w odpowiedniej - odwrotnej - formie popularne w mediach zabiegi stylistyczne, standardy kulturowe, a także - język potoczny czy wręcz knajacki...


Przykłady tendencyjnie zbudowanych tekstów, mających negatywnie nastawić odbiorców do , w tym wypadku - delegacji chińskiej na forum ONZ.



"Nic dziwnego, że w takim kontekście chińskie media wyniosły rangę wizyty swego prezydenta Xi Jinpinga w USA (22-25 września) do "historycznej", porównując ją nawet z wielkim otwarciem, jakiego dokonał w styczniu 1979 r. wizjoner reform, Deng Xiaoping.

Niestety, ten zamiar się nie udał. Jeśli chodzi o scenę amerykańską i światową, wizytę tę niemal całkowicie przyćmiła pielgrzymka papieża Franciszka w USA, który - mówiąc kolokwialnie - skradł Chińczykom show.



W ten sposób gość z Chin wraz ze swoją medialną małżonką Peng Liyuan pojawili się tak naprawdę w pełnej krasie tylko na dobę w Waszyngtonie, a potem udali się jeszcze na dwa dni do Nowego Jorku na doroczną sesję ONZ, kryjąc się zresztą w ścianach niedawno nabytego przez Chińczyków hotelu Waldorf Astoria.


Zdanie bardzo rozbudowane (4 linijki) sprawia, że Czytelnik zaczyna gubić informacje i wątek..

Co to jest medialna małżonka? Zapewne chodzi o przemycenie opinii, że coś w tej wizycie było medialnego...a więc nie wartego uwagi.





Do mediów, owszem, przebiła się wizyta Xi Jinpinga w siedzibie Boeinga, a szczególnie zakup 300 nowych maszyn tej firmy na łączną sumę 38 mld dolarów, a także, choć już w mniejszym stopniu, spotkanie z kilkoma guru najnowocześniejszych technologii w siedzibie Microsoftu (po stronie chińskiej wystąpił właściciel koncernu Alibaba, filigranowy Jack Ma). Nie za bardzo przebiło się natomiast chińskie przesłanie i 6-punktowy program gościa, mocno wyeksponowany na terenie ChRL.



Znowu zdanie bardzo rozbudowane, nagminne stosowanie liczebników ma namieszać w głowie? - nadmiar informacji? "Filigranowy"  - co to w ogóle za komentarz? Czy to ma być obraza??

"mocno wyeksponowany na terenie ChRL." - bełkot


Xi zaproponował - przede wszystkim podczas blisko trzygodzinnej, nieformalnej kolacji pierwszego wieczoru w Waszyngtonie - co następuje. -  bełkot.

Jeżeli już, to powinno być:

Pierwszego wieczoru w Waszyngtonie, podczas blisko trzygodzinnej, nieformalnej kolacji, Xi przede wszystkim zaproponował co następuje:

 A powinno być:

Pierwszego wieczoru w Waszyngtonie, podczas blisko trzygodzinnej, nieformalnej kolacji, Xi Jinping zaproponował:

Przepis na bełkot jest bardzo prosty - należy ułożyć poprawnie stylistycznie i gramatycznie tekst, po czym go poprzestawiać. Ewentualnie - przetłumaczyć go za pomocą elektronicznego tłumacza na obcy język i ponownie, "ręcznie" przetłumaczyć na polski. Wyjdzie bełkot.

Zgodnie z postulatami Pekinu, USA i Chiny powinny dążyć do: 1) bliskiej wymiany i komunikacji na wszystkich szczeblach, począwszy od pełnego wprowadzenia w życie kluczowego mechanizmu, jakim jest - zainicjowany w 2006 r. - dwustronny Dialog Strategiczny i Gospodarczy (SED); 2) "praktycznej współpracy" w wielu dziedzinach, począwszy od gospodarki, handlu, ochrony środowiska, ale też w dziedzinie militarnej, zwalczania terroryzmu, energii czy stosowania prawa; 3) promowania wymiany międzyludzkiej; 4) respektowania różnic kulturowych, historycznych i odmiennych tradycji, ale zarazem "uczyć się więcej od siebie nawzajem"; 5) pogłębienia dialogu w regionie Azji i Pacyfiku; 6) wspólnego działania w zmaganiu się w regionalnymi i globalnymi wyzwaniami.


 Wypunktowanie powinno być od nowej linii.


"praktycznej współpracy" w wielu dziedzinach, począwszy od gospodarki, handlu, ochrony środowiska, ale też w dziedzinie militarnej, zwalczania terroryzmu, energii czy stosowania prawa;




Cudzysłów oznacza albo cytat, albo, sugestię redaktora, że słów przywódcy Chin nie należy brać serio. Dwuznaczność. Pojęcia są poprzestawiane, powinno być:  począwszy od gospodarki, handlu, ochrony środowiska, energii czy stosowania prawa, ale też w dziedzinie militarnej, zwalczania terroryzmu;



Jak widać, jest to już próba prezentowania Chin jako "odpowiedzialnego współudziałowca" na regionalnej i globalnej scenie, czego od dawna domagali się Amerykanie. Jednak gospodarze nie do końca "kupili" całą tę mantrę, wybierając jedynie punkty dla siebie najważniejsze. Tym samym na koniec wizyty przyszły komunikaty znacznie odmienne od chińskich zamiarów.


Współudziałowca czego? Pojecie zawieszone w powietrzu akcentuje żądania Amerykanów. Cudzysłów oznacza albo cytat, albo sugestię redaktora, że słów przywódcy Chin nie należy brać serio. Dwuznaczność. "kupili" całą tę mantrę - sformułowanie obraźliwe.

Tym samym na koniec wizyty przyszły komunikaty znacznie odmienne od chińskich zamiarów. - bełkot.


Amerykanie, wściekli na chińskie cyberataki (ocenia się, że skradziono dane lub przynajmniej włamano się do kont ponad 20 milionów byłych i obecnych urzędników amerykańskiej administracji różnych szczebli) na ostrzu noża postawili właśnie tę kwestię.


Ale jaką kwestię? "odpowiedzialnego współudziałowca" - ale o co konkretnie chodzi? Tego redaktor nadal nie wyjaśnił.

Zdanie mocno rozbudowane, powoduje, że Czytelnik gubi wątek, zapomina co było na początku zdania i to sprawia wrażenie, że myśli iż faktycznie zapomniał, albo nie zrozumiał o jakiej kwestii mowa - a kwestii tej redaktor po prostu nie wyjaśnił.



Z kolei sam prezydent Barack Obama, mocno zaangażowany w walkę ze zmianami klimatycznymi, może chyba odnotować jako osobisty sukces fakt, że chiński gość zgodził się na podanie do publicznej wiadomości, że strona chińska do 2017 r. zamierza wypracować Narodowy Program ds. Walki ze Zmianami Klimatycznymi. Mają w nim zostać przyjęte podobne co do poziomów zobowiązania dotyczące ograniczenia emisji gazów cieplarnianych czy korzystania z alternatywnych źródeł energii, jak to deklaruje ostatnio - wiodąca pod tym względem na globie - Unia Europejska. Ponadto strona chińska postanowiła włączyć się w mechanizm przechwytywania zanieczyszczeń oraz handlu nadwyżkami energetycznymi (cap-and-trade). To wszystko dobrze rokuje przed wielką konferencją klimatyczną pod koniec roku w Paryżu.


Pomimo tego, że zdania są mocno rozbudowane (zaznaczam, że dla mnie nie jest to problem, sam kiedyś pisałem podobnie) tekst jest tu poprawnie sformułowany, co może oznaczać, że intencją redaktora jest to, aby komunikat strony amerykańskiej był dla Czytelnika jak najbardziej zrozumiały i czytelny, z kolei z komunikatu chińskiego ma nic nie zrozumieć.

Brak przecinków może nieco utrudnić zrozumienie tekstu.

Warto zauważyć, że odnośnie przedstawiciela Chin, redaktor "wali" po imieniu Xi, jak do kolegi, a nie Xi Jinping, z kolei amerykańskiego prezydenta nie opisuje samym imieniem Barak, ale imieniem i nazwiskiem. Używanie wyłącznie imienia ma sprawić, że Czytelnik będzie postrzegał Prezydenta Chin jako osobę mało ważną, nie godną szacunku.

Bardzo to ciekawe, że polskojęzyczny redaktor sugeruje polskim odbiorcom, że Chiny to jakoby takie nic. Bardzo to ciekawe. Nie sądziłem, że to tak ważne dla amerykańskich służb.

Imię Barak jest pochodzenia afrykańskiego i oznacza Piorun - taka wrzutka dla fanatyków "przepowiedni".




Uzgodniono też w miarę podobne stanowisko co do zwalczania terroryzmu, choć wspólnego komunikatu na ten temat nie wydano. Pewnie dlatego, że strona chińska stale i mocno eksponuje zagrożenie terrorystyczne płynące z terytorium Xinjiangu, a więc wnętrza własnego państwa.


Hmmm. Dziwne.
Czy to znaczy, że Amerykanów terroryzm w Chinach nie interesuje? Nie zamierzają mu przeciwdziałać? Jak ktoś pisze coś niezrozumiałego, to znaczy, że zamierza coś ukryć przed Czytelnikiem, mam rację?

Eksponowanie to niewłaściwe słowo, bo nie ma znaczenia negatywnego, a takie jest w tym wypadku - winno być akcentowanie?

Czyli stałe i mocne eksponowanie zagrożenia terrorystycznego jest niewłaściwe i sprawia, że inni nie chcą już nawet tego słuchać? To już jest bełkot do kwadratu.

Zauważmy, że na końcu wypowiedzi zachodzi "argumentacja", która nie ma sensu. Odbiór informacji łącznie z"argumentacją" odbywa się na poziomie uczuciowym. Zdanie sprawia wrażenie argumentacji, a jej nie zawiera.

Całe zdanie ma "uzasadnić stanowisko" amerykanów, czyli ukryć fakt, że ich nie interesuje walka z terroryzmem.


Można domniemywać, że nie znaleziono w tej dziedzinie wspólnego języka.


A jednak można wyrażać się z klasą i finezją?
A nie tylko: >>"kupili" całą tę mantrę<<  itd.




Mimo nieformalnego obiadu, bez krawatów i oprawy protokolarnej, obecna wizyta nie była aż tak kordialna jak pierwsze spotkanie obu polityków na terenie USA, w posiadłości Rancho Mirage rodziny Annenberg w Kalifornii w czerwcu 2013 r., gdy Xi jeszcze aspirował do najwyższych stanowisk (chociaż jego "wybór" był już przesądzony).


Kordialna - przyznam, że pierwszy raz w życiu widzę to słowo.
Ponownie  - Prezydent Chin nazywany jest per Xi. Znowu cudzysłów.


Reszta jest napisana mniej więcej poprawnie, może poza:


A wszystkie te pomysły, w mniejszym lub większym stopniu, były i są wymierzone w amerykańskie interesy i dotychczasową dominację w regionie Azji i Pacyfiku, a nawet na globie.


Chińskie interesy nie są wymierzone przeciwko komuś - po prostu ten kraj chce się rozwijać na miarę swoich możliwości.

Równie dobrze można powiedzieć, że amerykańskie pomysły są wymierzone w chińskie interesy, przy czym Chiny mają zbyt potężną gospodarkę i są zbyt silnym państwem, by USA były w stanie dramatycznie im zaszkodzić.


Przede wszystkim amerykańskie pomysły wymierzone są w polskie interesy, bo niszczenie całych państw, rabunkowy tzw. kapitalizm w Polsce i całej Europie wschodniej są niczym innym jak rozbojem - 


bo ta tzw. gospodarka rynkowa jest postawiona na zachodnich służbach specjalnych i dla swych działań ma zapewnioną ich stałą osłonę - i wsparcie.
Ta niby gospodarka rynkowa ma po prostu nas okradać i nabijać kieszeń zachodnich firm.







Synonimy do słowa eksponować:

Synonimy słowa eksponować z podziałem na grupy znaczeniowe:

Najważniejsze grupy znaczeniowe:
» eksponować - np. eksponować zbiory sztuki
» eksponować - np. w fotografii
» eksponować - np. eksponować czyjeś zasługi
» eksponować - np. eksponować czyjeś zasługi










http://wiadomosci.wp.pl/kat,1025895,title,Po-wizycie-prezydenta-Chin-Xi-Jinpinga-w-USA-bardziej-rywale-niz-partnerzy,wid,17874958,wiadomosc.html?ticaid=115ab9&_ticrsn=3



Polacy.


"Nie masz pojęcia, co Polacy tam trzymają.
  Całymi latami..."



Mamy tu przykład informacji, w której osoba redagująca tekst ( w tym wypadku tytuł) nie utożsamia się z Polakami, a więc być może nie jest Polakiem/ Polką.

Takie tytułu zwroty powtarzają się w internecie wielokrotnie, bardzo często.

Jaki to wywiera skutek na Czytelników?


Czytelnik czyta o Polakach jak o kimś obcym.


Efekt:

- rośnie poczucie jego wyobcowania, bo media nie należą do niego, są obce, nie polskie, bo nie Polacy w nich piszą - czuje się jakby mieszkał w obcym kraju, w którym po polsku piszą obcokrajowcy o Polakach. A więc mieszka w obcym, cudzym kraju.

- zaczyna obco odbierać innych Polaków, bo media nie utożsamiają się z polskością, a najwięcej informacji o sprawach polskich pobiera z tv internetu. A bardzo często słyszy lub czyta informacje o Polakach tak ułożone, jakby Polacy byli kimś obcym w tym kraju, w Polsce.

- przez lata przyzwyczaja się do tego, że o Polakach polskojęzyczne media piszą jak  kimś obcym - w momencie rozbioru państwa - nie doświadczy tak wielkiego szoku, bo już będzie przyzwyczajony oswojony z poczuciem obcości we własnym kraju



Do tego dochodzą oczywiście inne mechanizmy, którymi jesteśmy nieustannie atakowani.

Polecam opracowanie Werwolf.








Niemieckie sterowanie informacją



Nie tylko ja piszę i mówię o niemieckim zagrożeniu.



Magdalena Ziętek-Wielomska

 

 

Wykład na temat sterowania informacją przez niemców.

Sabotaż, kłamstwa niemeickie.
















Żyrinowski: W czerwcu wybuchnie wojna

za: Fakt


Władimir Żyrinowski udzielił wywiadu Fakt24.pl. Usłyszeliśmy od niego przerażające słowa. Nakreślone przez niego scenariusze zdarzeń w Europie muszą budzić grozę zwłaszcza wśród Polaków. Ten wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy pozwolił sobie na niedopuszczalne groźby. Mówił, że w sytuacji wybuchu wojny (która rzekomo jest nieunikniona i ma wybuchnąć już w czerwcu) połowa Polski będzie spalona, a Polacy zostaną rozstrzelani. Słowa bulwersują tym bardziej, że Żyrinowskiego toleruje Kreml i za podobne dywagacje włos mu z głowy nie spadnie



Fakt24.pl: W naszym kraju istnieje przekonanie, że nie lubi pan Polski i Polaków. Skąd, pańskim zdaniem, wzięło się takie przeświadczenie? 

- W Rosji nie ma antypolskich nastrojów, choć w całej swojej historii Polska zawsze trzymała się wrogów Rosji: Szwecji, Niemiec, Francji i Litwy. Nigdy nie byliście po stronie Rosji. Zawsze znajdowaliście się wśród tych, którzy z nami walczyli. Oddaliśmy wam wschodnie ziemie Niemiec, teren Polski się powiększył. Gdybyśmy byli w dobrych relacjach, 
oddalibyśmy wam również cały zachód Ukrainy. Zazwyczaj sąsiedzi żyją za sobą źle, ale przecież mamy sporo wspólnego - słowiańskie korzenie - ale Polska z jakiegoś powodu woli być na usługach USA.
Fakt24.pl: A gdyby nasze stosunki były lepsze?

-  Gdybyście byli kiedyś ze Związkiem Radzieckim, a teraz z nową Rosją, wasza sytuacja wyglądałaby o wiele lepiej. W najbliższym czasie rozpęta się konflikt lokalny pomiędzy Rosją a Niemcami. Gdzie? Znów na terenie Polski! Niemcom będzie szkoda swojej ziemi, swoich miast i ludzi, Rosjanom swoich terenów, więc walki odbędą się na polskiej ziemi. Znów Polaków rozstrzelają, a połowę Polski spalą. Po co wam to wszystko?  Po co wam tarcza antyrakietowa? Czy nie rozumiecie, że w pierwszej kolejności wszystko zostanie zniszczone w tych okolicach? Po co pomagacie Ukraińcom? Oni rżnęli Polaków! Biliście naszych kibiców, turystów. Robicie wszystko, by tylko zaszkodzić Rosji, to wy siejecie antyrosyjskie nastroje w całej Europie, w NATO. A Rosja nic do was nie ma.
Fakt24.pl: Pana zdaniem wszystkie problemy Rosji na arenie międzynarodowej wynikają z antyrosyjskich nastrojów Polaków. Europa zatem jest bez winy?

- Europa od dawna ze wszystkim się pogodziła, to Polacy wciąż nie mogą się uspokoić. Polska znów i znów rozpoczyna tę dyskusję, prowokuje, podburza NATO. Jest wam na rękę, by UE oraz NATO miały złe stosunki z Moskwą, ale czy nie widzicie tego, że oni nie chcą! Z Europą już koniec, czy wiecie, że Stany Zjednoczone chcą przygotować rynek zbytu dla swojej produkcji? UE to ich konkurent, a strefa Schengen została stworzona, by emigranci zalali całą Europę. Nawet wasz papież, Jan Paweł II, również występował przeciwko nam. On został celowo wybrany na papieża, by szerzyć antyrosyjskie nastroje na świecie. Tak samo Donald Tusk, który nieprzypadkowo jest przewodniczącym Rady Europejskiej! To wszystko ma jeden cel - by wykorzystać polską nienawiść i skierować całą Europę przeciwko nam.

Fakt24.pl: Wspomniał pan o problemie emigracji. Czy istnieje jakieś rozwiązanie? 

- Nie ma żadnego rozwiązania. Musicie wszędzie powiesić tabliczki "Witajcie". Polska, Austria, Węgry, Niemcy - wszędzie. Musicie przyjąć ich, oddać swoje hotele, ośrodki wypoczynkowe, akademiki, schroniska - wszystko. I oni będą mieszkać. Kiedyś Europa długo wykorzystywała Azję i Afrykę budując tam swoje kolonie, a teraz nastał czas zapłaty. Teraz oni będą eksploatować waszą ziemię.

Fakt24.pl: A jak Rosja radzi sobie z emigrantami?

- Przyjęliśmy Ukraińców: mieszkają, mają pracę. Innych nie przyjmujemy, tylko ich. Tych osiedlimy tylu, ile będzie trzeba. Lepiej byłoby od razu całą Ukrainę przyłączyć, póki jeszcze kraj nie jest ruiną, ale pewnie tak też się niedługo stanie.

Fakt24.pl: Powiedział pan, że Polsce opłacałaby się współpraca z Rosją. Jak?

- Przecież proponuje wam: bierzcie zachodnią Ukrainę teraz, póki nie jest za późno. To wasza ziemia, to Polska. A wy z nimi romansujecie. To oni zabijali Polaków, to oni  mówią na was Lachy, a wy ich wspieracie razem z reżimem faszystowskim, który oni szerzą. Dla Ukrainy najgorszy wróg to Rosja i Polska, a wy traktujecie ich jak braci.

Fakt24.pl: W jaki sposób proponuje pan zająć tereny zachodniej Ukrainy? Pana zdaniem powinniśmy wypowiedzieć wojnę czy zrobić z Ukrainą to, co Rosja zrobiła z Krymem?

- Oczywiście, to wasze tereny, czemu mielibyście z nich rezygnować? Po prostu wprowadźcie wojsko i Kijów nie powie ani słowa, oni z Donbasem sobie nie mogą dać rady. Łukaszenka mógłby też wam pomóc. Niech wasi żołnierze założą ukraińskie umundurowanie, wkroczą na Ukrainę, przecież tamci nawet się nie zorientują. Oni na Donbas nie mają sił, co dopiera mówić o zachodnich ziemiach. Powieście swoją flagę na Lwowem, Łuckiem, Iwano-Frankiwskiem, Tarnopolem,  Równiem. Nikt nawet nie będzie się sprzeciwiał, mieszkańcy się uradują i przyjmą was jak swoich. Rosja potrzebowałaby tylko korytarza, bezpośredniego połączenia pomiędzy Białorusią a Kaliningradem. To jakieś 80 km, więc powinniście nam ten teren oddać.

Fakt24.pl: Sytuacja na Ukrainie pozostaje wciąż trudna, czy może stać się przyczyną rozpoczęcia III wojny światowej? 

- Nie. Oni się umówili, tam na górze, w Nowym Jorku, zaznaczam, że ja w tym nie uczestniczyłem. III wojny światowej nie będzie, ale tzw. konflikt lokalny się szykuje. Niemcy napadną na Rosję, wszystko, jasna rzecz, będzie rozgrywało się na terenie Polski. Niemcy dostaną swoją ziemię - zachodnią Polskę, no a resztę będziemy zmuszeni zabrać wraz z krajami bałtyckimi oraz Ukrainą. Państwa europejskie wciąż będą borykać się z problemem emigrantów. Taka szykuje się przyszłość na kolejne kilka lat. I dla Polski w tej przyszłości nie ma miejsca.

Fakt24.pl: Kiedy pana zdaniem rozpocznie się wojna pomiędzy Rosją a Niemcami?

- Latem następnego roku.

Fakt24.pl: Skąd taka pewność?
- Zostało już podpisane porozumienie, zgodnie z którym wojna rozpocznie się w czerwcu 2016 roku. Gdyby coś uległo zmianie, termin będzie wydłużony do czerwca 2017, ale to z pewnością stanie się w ciągu kilku najbliższych lat.

Fakt24.pl: Skąd ma pan takie doniesienia?

- Jeśli źródło się podaje, to ono znika. Co myślicie, że teraz nie wiadomo komu powiem skąd biorę taką informację i napiszecie o tym sensacyjną wiadomość? Czy uważacie, że jestem jakimś durniem, by chwalić się moimi źródłami?




"muszą budzić grozę zwłaszcza wśród Polaków" - tak jakby autor tego artykułu nie był Polakiem.

Może nie jest? 





http://www.fakt.pl/polska/wladimir-zyrinowski-dla-fakt24-pl-wybuchnie-wojna-w-czerwcu,artykuly,580100.html?utm_source=Interakcja